sobota, 31 grudnia 2011

Podsumowanie roku 2011

W tym roku napisanie podsumowanie jest o tyle prostsze, że prowadziłam częściowe statystyki, które wystarczy teraz zsumować :) Tak więc liczymy:
W tym roku przeczytałam 92 książki, z których opisałam 90. Porównując do 155 zeszłorocznych nie ma się czym chwalić, ale ilość czasu na lekturę zdecydowanie mi zmalała.
Z 90 opisanych książek czternastu wysłuchałam (z czego trzech niedosłuchałam), 19 było książkami recenzenckimi od wydawnictw, zaś jednej bibliotecznej książki nie udało mi się doczytać do końca.

Bezkonkurencyjnie książką roku zostają Prawa i powinności Kariny Pjankowej, które to w ciągu tego roku przeczytałam już dwa razy i za drugi razem także bardzo mi się podobały.
Moim zdaniem na większą uwagę zasługują także książki: Diuna Herberta, Której imię wymazano Woolfolk-Cross oraz Milczące słowa Jagody Wochlik, a także cykl Miecz prawdy Goodkinda jako całość.
Antyksiążką roku zostaje Krucjata Bourne'a.

Pod koniec roku udało mi się nadrobić zaległości recenzenckie, atak więc w nowy rok będę wchodzić bez balastu zaległych recenzji XD

To jak już się podsumowałam, to czas teraz na życzenia :)
Życzę Wam wszystkim, aby ten nadchodzący rok był dla Was lepszy niż ten odchodzący, aby było w nim więcej czasu na czytanie i więcej satysfakcjonujących lektur. Szczęśliwego Nowego Roku! A na dzisiaj, życzę jeszcze miłej zabawy :)

Podsumowanie IV kwartału 2011

W tym kwartale było zdecydowanie lepiej niż w poprzednim, bo opisałam 22 książki. Z czytaniem nie było aż tak dobrze, bo 6 z nich to zaległości z poprzednich kwartałów. No, ale na powrót do zeszłorocznych statystyk, przestałam już dawno temu liczyć :)

Z tych 22 opisanych pozycji pięciu wysłuchałam (z czego dwóch niedosłuchałam, ale i tak postanowiłam o nich napisać), trzy książki były recenzenckie, zaś 10 z nich to kontynuacje wcześniej zaczętych serii.

Książka kwartału zostaje bezkonkurencyjnie Diuna, która jest powieścią genialną.
Także bezkonkurencyjnie, antypowieścią kwartału zostaje Krucjata Bourne'a przez którą wysłuchałam zdecydowanie za mało audiobooków.

Carol Berg: Odrodzenie

Informacje ogólne
Wydawca: ISA
Rok wydania: 2006
Objętość: 464 stron, 156 tys. słów
Cykl: Rai-Kirah (tom 3)
Tytuł oryginału: Restoration
Tłumaczenie: Anna Studniarek

Ocena
ocena ogólna: 5+/6
fabuła: 5+/6
stopień wciągania: 6/6
uczucie własne: 5+/6

Seyonne po otwarciu bramy Kir'Navarrin i wpuszczeniu tam rai-kirah nadal sam nie ma odwagi wkroczyć do tej krainy. Udało mu się praktycznie zdusić osobowość Denasa i odciąć się od jego myśli. Mimo to czasem traci kontrolę nad swoim ciałem i zmienia się w potwora niszczącego wszystko w koło.
Tymczasem Aleksander powoli traci cesarstwo. Możnowładcy są coraz bardziej niezadowoleni z jego rządów. W wyniku spisku cesarz ginie, zaś wina za jego śmierć obarczany jest syn. Seyonne ratuje go z objęć śmieci i pomaga w pierwszych tygodniach życia na wygnaniu. W końcu jednak czuje się zmuszony do przejścia przez bramę i spotkania z nieznajomym z fortecy. Od jego decyzji i czynów będą zależeć losy świata.

Odrodzenie czytałam w podobny sposób jak Objawienie, czyli omijając wszelkie opisy. Dzięki temu udało mi się je przeczytać w jeden dzień :) Powieść bardzo mi się podobała i ponownie wszystkich miłośników fantastyki zachęcam do zapoznania się z tą trylogią.

Książkę czytałam na czytniku.

Ursula K. Le Guin: Tehanu

Informacje ogólne
Rok wydania: 1991
Objętość: 58 tys. słów
Cykl: Ziemiomorze (tom 4)
Tytuł oryginału: Tehanu
Tłumaczenie: Paulina Braiter

Ocena
ocena ogólna: 5/6
fabuła: 5/6
stopień wciągania: 5/6
uczucie własne: 5/6

Tehanu to opowieść o Therru - strasznie okaleczonej przez ludzi dziewczynce, którą przygarnia Goha - wdowa po Krzemieniu, znana nam z Grobowców Atuanu jako Tenar.
W Ziemiomorzu wszystko się zmienia. Na tronie w Havnorze znów zasiada król i tylko magowie na wyspie Roke nie mają arcymaga. Ogion wzywa Gohę do siebie i ta pomaga mu umrzeć. Później broni jeszcze jego prawa do pochówku w ukochanej przez niego ziemi.
Na Gont na grzbiecie Kalessina przybywa Ged, któremu nie została już ani odrobina magii. Próbuje on odnaleźć się w świecie, w którym jest tylko człowiekiem. To będzie tym bardziej trudne, że nie całe zło zostało wyplenione ze świata.

Książka mi się podobała. Mogę nawet rzec, że podobała mi się bardziej niż poprzednia część. Choć czytając ten cykl cały czas mam wrażenie, że coś mi umyka. Nie wiem jakie te książki mają głębsze przesłanie, być może jeszcze do nich nie dorosłam. Mimo tego, czyta się je całkiem nieźle ;)

Książkę czytałam na czytniku.

Jacques Spitz: Wojna z muchami i inne powieści

Informacje ogólne
Wydawca: ALFA
Rok wydania: 19994
Liczba stron: 374
Tytuł oryginału: La Guerre des Mouches, L`Oeil du Purgatoire, L`Homme elastique
Tłumaczenie: Andrzej Tołłoczko

Ocena
ocena ogólna: 4/6
fabuła: 4/6
stopień wciągania: 4/6
uczucie własne: 4/6

Pół roku zbierałam się do napisania tej recenzji i zebrać się nie mogłam. Zapewne zbierałabym się jeszcze trochę, ale postanowiłam sobie nie zostawiać zaległych recenzji na kolejny rok, więc usiadłam i spróbowałam coś napisać :)

Wojna z muchami i inne powieści to zbiór trzech krótkich powieści francuskiego pisarza. Przyznać muszę, że pierwszy raz czytałam książkę fantastyczną autora tej narodowości. Lektura ta była inna niż większość przeczytanych przeze mnie książek science-fiction i uważam, że warto ten inny punkt widzenia poznać. Dlatego też bardzo zachęcam do zapoznania się z tą pozycją.

Wojna z muchami (4/6) to powieść o walce ludzi z wielką plagą much, których nieprzeliczone roje lęgną się w Afryce i wielkimi chmarami spadają na miasta zmuszając ludzi do ich opuszczenia i oddania im pola. Sytuację poznajemy z perspektywy młodego naukowca, asystenta słynnego francuskiego badacza, którego poproszono o zbadanie tej strasznej plagi. Jednak właśnie do naszego głównego bohatera będzie należeć ostatnie słowo, choć triumf ten będzie bardzo gorzki.

Eksperyment doktora Flohra (5/6) podobał mi się z tych trzech powieści najbardziej. Powieść jest podzielona na dwie części, z których pierwsza (większa) jest pamiętnikiem tytułowego doktora, druga zaś relacją jego córki. Myśli Flohra podobały mi się bardziej.
Głowy bohater książki wynalazł metodę, dzięki której potrafi zmniejszać i powiększać przedmioty. Eksperyment udaje się także z organizmami żywymi, choć początkowo powoduje to ich obumieranie. Stopniowo doktor udoskonala swój wynalazek i staje się bardzo sławny, jednak to, do czego doprowadza, nie śniło mu się w najśmielszych snach.

Oko Czyśćca (3/6) bardzo przygnębiające i podobało mi się najmniej. Opowiada o kiepskim malarzu, który spotyka pewnego ekscentrycznego naukowca. Ten starszy już człowiek jest zafascynowany przyczynowością. Kiedy malarz postanawia popełnić samobójstwo, naukowiec, nie uprzedzając artysty, wysyła go w podróż w przyczynowość.
Malarz, który w ciągu nocy zmienił zdanie i jednak chce żyć, początkowo myśli, że ma chore oczy. Potem jednak odkrywa co naprawdę się stało...

Książkę dostałam od Kaliny.

John Grisham: Rainmaker

Informacje ogólne
Rok wydania: 1995
Objętość: 162 tys. słów
Tytuł oryginału: The Rainmaker
Tłumaczenie: Andrzej Leszczyński

Ocena: 3/6

Rainmaker to trzecia książka Grishama, którą słuchałam. Poprzednie to Frima i Klient. O ile dwie poprzednie bardzo mi się podobały, o tyle Rainmaker bardzo mnie rozczarował.

Książka opowiada historię kończącego studia prawnika, który przypadkiem trafia na sprawę rodziny, której agencja ubezpieczeniowa odmówiła sfinansowania przeszczepu szpiku u chorego na białaczkę syna.

Wyznam szczerze, że wysłuchałam około połowy książki i stwierdziłam, że dalsze słuchanie nie ma sensu. Główny bohater mnie irytował, książka zaś była totalnie nie wciągająca. Zdecydowanie odradzam.

Książki słuchałam.

czwartek, 29 grudnia 2011

Terry Goodkind: Pożoga

Informacje ogólne
Wydawca: Rebis
Rok wydania: 2005
Objętość: 181 tys. słów
Cykl: Miecz Prawdy (tom 9)
Tytuł oryginału: Chainfire
Tłumaczenie: Lucyna Targosz

Ocena
ocena ogólna: 5/6
fabuła: 4+/6
stopień wciągania: 6/6
uczucie własne: 5/6

Na obozowisko ludzi Victora napadają przeważające siły Imperialnego Ładu. Richard rusza im na pomoc, w wyniku czego zostaje śmiertelnie ranny. Szczęściem w pobliżu znajduje się Nicci, która, w przypływie desperacji, leczy go przy użyciu obu dostępnych jej magii. Nie wie, że dzięki temu potwór wysłany przez Jagang posmakuje krwi swego celu.
Richard odzyskawszy zmysły próbuje dowiedzieć się co się stało z Kahlan. Ku jego niedowierzaniu, irytacji i przerażeniu, okazuje się, że nikt nie pamięta jego żony, ani nawet tego, że był on żonaty. Wszelkie próby przypomnienia Nicci i Carze wydarzeń z udziałem Matki Spowiedniczki uświadamiają Richardowi, że one mają inne związane z nimi wspomnienia. Co gorsza otaczający go ludzie zaczynają mieć wątpliwości, co do jego zdrowych zmysłów. Są przekonani, że stracił je w wyniku odniesionej rany. Tymczasem Nathan odkrywa, że księgi proroctw zawierają mnóstwo pustych stron, co nie wydaje się być normalne.

Po raz kolejny książka z tego cyklu okazał się dla mnie bardzo wciągająca. Mimo denerwującej maniery Goodkinda, polegającej na wplataniu w tekst streszczeń wydarzeń z poprzednich części (co może jest dobre jak ktoś robi sobie roczne przerwy między książkami, ale przy kilkumiesięcznych nie jest fajne), znów zarwałam przez jego książkę noc. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak po raz kolejny zachęcić was do tego cyklu, samej zaś w niedługim czasie sięgnąć po kolejny jego tom.

Książkę czytałam na czytniku.

Carol Berg: Objawienie

Informacje ogólne
Wydawca: ISA
Rok wydania: 2006
Objętość: 464 stron, 151 tys. słów
Cykl: Rai-Kirah (tom 2)
Tytuł oryginału: Revelation
Tłumaczenie: Anna Studniarek

Ocena
ocena ogólna: 5+/6
fabuła: 5+/6
stopień wciągania: 5+/6
uczucie własne: 5+/6

Objawienie to druga część trylogii Rai-Kirah, o pierwszej części pisałam tu.

Seyonne uwolniony z niewoli jest teraz jednym ze Strażników Ezzarii. Jednak jej mieszkańcy nie zapomnieli jego lat spędzonych w niewoli i nadal podejrzewają go o skażenie. Z tego powodu każdy jego krok śledzi Fiona - Aife, z którą co gorsza Seyonne musi odbywać swoje walki z demonami, bo jego żona jest w ciąży i nie może tkać portali.
Pewnego dnia Seyonne spotyka demona innego niż wszystkie. Ten nie chce z nim walczyć i próbuje przekonać go, że nie wszystkie demony są złe. Seyonne, sprzeciwiając się przysiędze Strażnika, puszcza go wolno. W niedługim czasie skutkuje to usunięciem go ze stanowiska Strażnika, co go całkowicie załamuje.

Książka bardzo mi się podobała, choć muszę się Wam przyznać, że tak gdzieś od połowy przeskakiwałam wszelkie opisy. Tak więc dla kogoś, kto postanowi czytać każde słowo, wciągalność będzie zapewne trochę mniejsza. Mimo wszystko, wszystkim miłośnikom fantastyki, trylogię tę serdecznie polecam :)

Książkę czytałam na czytniku.

wtorek, 27 grudnia 2011

Anne Bishop: Przymierze ciemności

Informacje ogólne
Wydawca: Initium
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 352
Cykl: Czarne Kamienie (tom 7)
Tytuł oryginału: The Shadow Queen
Tłumaczenie: Monika Wyrwas-Wiśniewska

Ocena
ocena ogólna: 5/6
fabuła: 5/6
stopień wciągania: 5+/6
uczucie własne: 5/6

Przymierze ciemności ma wielu bohaterów. Z jednej strony jest to opowieść o Theranie Szarym - potomku Jareda i Lii - ostatniej Szarej Pani, których poznajemy w Niewidzialnym pierścieniu, z drugiej jest to historia Cassidy - niepozornej Królowej, która swoim zapałem stara się przezwyciężyć wszelkie trudności.
Wydarzenia w powieści dzieją się kilka lat po burzy mocy, która spustoszyła terytoria. Ważnymi, choć drugoplanowymi postaciami, są tu Jaenelle i Daemon, a także jego brat Lucivar i ojciec Saetan.

Książka bardzo mi się podobała. Nie była tak porywająca jak Królowa Ciemności, ani tak wzruszająca jak Serce Kaeleer, ale była zdecydowanie lepsza od Splątanych sieci. Wszystkim miłośnikom Bishop Przymierze ciemności serdecznie polecam :)

Książkę czytałam na czytniku.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Ursula K. Le Guin: Najdalszy brzeg

Informacje ogólne
Rok pierwszego wydania polskiego: 1991
Objętość: 33 tys. słów
Cykl: Ziemiomorze (tom 3)
Tytuł oryginału: The Farthest Shore

Ocena
ocena ogólna: 4+/6
fabuła: 4+/6
stopień wciągania: 4/6
uczucie własne: 4+/6

Najdalszy brzeg to opowieść o wymieraniu magi, o czarodziejach którzy utracili swoją moc, o problemach z prawdziwymi słowami. Z całego Ziemiomorza na Roke spływają takie właśnie wieści. Jednym z posłańców jest książę Arren z Enladów, potomek legendarnego Morreda, który po poznaniu Arcymaga zaczyna czuć z nim szczególną więź.
Po jego przybyciu mistrzowie Roke zbierają się i próbują dociec źródła problemu, nic jednak nie potrafią wymyślić. Krogulec postanawia wyruszyć i odszukać to co powoduje zanik magi. Jako swojego towarzysza Arcymag wybiera Arrena nie zgadzając się na towarzystwo żadnego z czarodziejów.
Droga jest daleka i niepewna. Uczucia Arren do Geda zmieniają się od uwielbienia w niedowierzanie i zwątpienie. W pewnym momencie książę przestaje nawet wierzyć w zdrowe zmysły swojego towarzysza. Ten zaś sam nie do końca wie, gdzie powinien podążyć; jest przekonany, że to Arren jest kluczem do znalezienia odpowiedniej drogi...

Szczególnie początkowo książkę czytało mi się dość ciężko. Cały czas miałam wrażenie, że duża część przesłania mi umyka, sama historia zaś nie była jakoś bardzo porywająca. Końcówka była lepsza i podwyższyła moją ocenę całości, więc książkę umiarkowanie polecam.

Książkę czytałam na czytniku.

Philip K. Dick: Prawda półostateczna

Informacje ogólne
Rok wydania: 1998
Objętość: 61,5 tys. słów
Tytuł oryginału: The Penultimate Truth
Tłumaczenie: Jarosław Jóźwiak

Ocena
ocena ogólna: 4/6
fabuła: 4/6
stopień wciągania: 4/6
uczucie własne: 4/6

Prawda półostateczna to książka dość pokręcona, jak chyba każda z czytanych przeze mnie powieści tego autora. Wrzuciłam ją do kolejki, bo stwierdziłam, że muszę się nie zgodzić z autorką bloga Mikropoliss, która to pisze o tej książce tu. Przyznaje przystąpienie do polemiki zajęło mi rok, ale tak Kornwalio nie zgadzam się z Tobą :)

Zapewne na moją ocenę wpływa fakt, że prawie wcale nie znam Lema (bodajże czytałam tylko coś o Pirxie), więc nie jestem w stanie porównać tej książki z Solaris, która być może jest bardziej filozoficzna, ale Prawda półostateczna jest taka także i zdecydowanie nie jest książką sensacyjną. Owszem pod koniec jest dość mocno wciągająca, aczkolwiek początek mnie dość mocno zanudził.

Rzeczywiście Dick skupia się na przemyśleniach bohaterów, ale trudno mówić o braku opisywania relacji między ludzkich skoro te przemyślenia dotyczą problemu zdobycia sztucznego narządu dla członka grupy, bez którego człowiek ten umiera. Moim zdaniem jest tam także wiele przemyśleń filozoficznych i rozważań co do ludzkiej natury, chociażby u Adamsa, czy też Nicholasa.

Powyżej była część polemiczna, to może teraz w końcu napiszę o czym ta książka właściwie jest. Dick opisuje świat po wojnie totalnej, w której wyniku nastąpiło wielkie promieniowanie i ludzkość schowała się pod powierzchnię ziemi.
Wojna jednak szybko się skończyła, napromieniowanie zaś okazało się nie tak wielkie jak sądzono. Nikt jednak nie informuje schowanych pod ziemią ludzi o zawarciu pokoju i ustaniu zagrożenia. Garstka mieszkających na powierzchni osób pielęgnuje w reszcie populacji przeświadczenie o trwającej wojnie i niebezpieczeństwie przebywania na powierzchni. Sami tym czasem mieszkają w wielkich willach obsługiwani przez armie produkowanych pod ziemią robotów.
Taki właśnie stan zastaje na powierzchni prezydent jednej z podziemnych osad, który podjął się bohaterskiej misji wyjścia i zdobycia sztucznej nerki dla jednego z mieszkańców. Okazuje się, że w istniejącym stanie chwiejnej równowagi władzy, coś zaczyna się właśnie psuć. Czy w końcu wszyscy Ziemianie dowiedzą się o faktycznym stanie planety?

Książka podobała mi się umiarkowanie. Początek był dość nużący i trudny do przejścia, końcówka był zdecydowanie bardziej emocjonująca, ale także znacząco bardziej zakręcona i niezrozumiała. Polecam umiarkowanie.

Książkę czytałam na czytniku.

wtorek, 6 grudnia 2011

Žamboch Miroslav: Krawędź żelaza t. 2

Informacje ogólne
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2008
Objętość: 86,5 tys. słów
Cykl: Koniasz
Tytuł oryginału: Ostří oceli
Tłumaczenie: Anna Jakubowska

Ocena
ocena ogólna: 4+/6
fabuła: 5/6
stopień wciągania: 4/6
uczucie własne: 4+/6

Drugi tom Krawędzi żelaza składa się z czterech opowiadań: Pustynny Skorpion, Ostra gra, Wysoki przypływ i Koniec wilka samotnika, z których najbardziej podobały mi się dwa ostatnie, choć sądzę, że mężczyźni mogą mieć inne zdanie na ten temat ;)

We wszystkich oczywiście występuje stary dobry Koniasz, który nadal zdecydowanie ma za dużo uczuć jak na zwykłego rozrabiakę. Z drugiej jednak strony trudno nazwać go zwykłym najemnikiem, w końcu zwykły żołdak nie kupuje ksiąg, a już zwłaszcza nie za sto sześćdziesiąt złotych i to bez targowania. W końcu jednak mało który najemnik jest szlachcicem...

Wszystkim tym, którym ten twardziel o złotym sercu przypadł do gustu, książkę serdecznie polecam, choć takich osób zapewne nie trzeba już namawiać. Wszystkim innym polecam sięgnięcie po pierwszy tom opowiadań o Koniaszu, potem zaś po powieść Na ostrzu noża a dopiero później po opisywany przeze mnie właśnie drugi tom opowiadań. Mam nadzieje, że tak jak ja, polubicie tego najemnika. Mnie zaś czeka jeszcze Wilk samotnik, po którego zapewne za jakiś czas sięgnę.

Książkę czytałam na czytniku.

niedziela, 4 grudnia 2011

Michael J. Sullivan: Królewska Krew. Wieża elfów

Informacje ogólne
Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 736
Wymiary: 125 x 195 mm
Cykl: Odkrycia Riyrii (tom 1)
Tytuł oryginału: The Crown Conspiracy; Avempartha
Tłumaczenie: Edward Szmigiel

Ocena
ocena ogólna: 5/6
fabuła: 5/6
stopień wciągania: 5/6
uczucie własne: 5/6

Królewska Krew. Wieża elfów jest chyba pierwszą z czytanych przez mnie książek, która w polskim wydaniu zawiera w jednej pozycji dwa tomy wersji oryginalnej. Nie jest bynajmniej tak, że oryginalne tomy są jakoś przesadnie cienkie. Pierwszy tom w wersji polskiej kończy się na 350 stronie, więc spokojnie oba tomy można by wydać jako osobne pozycje. Nie wiem czemu Prószyński podjął taką decyzję, ale każdy kupujący powinien się cieszyć, bo nabywając jedną książkę uzyskuje dwa tomy bardzo przyjemnego cyklu. Gorzej, jeżeli tę powieści, tak jak ja, czyta w tramwaju, bo waga tej pozycji mała nie jest, no ale nie można mieć wszystkiego... ;)

Cykl Odkrycia Riyrii opowiadają o przygodach dwóch sławnych złodziei: Hadriana i Royca, duetu nazywanego "Riyria". Hadrian jest mistrzem miecza, natomiast Royce jest świetny w skradaniu się i otwieraniu zamków. Na ich koncie jest wiele spektakularnych sukcesów, ich klientami są osoby z wyższych sfer, którzy bez szemrania płacą żądane stawki, mimo, że te nie należą do małych.

W Królewskiej krwi Riyria, z powodu miękkiego serca Hadriana, pakuje się w wielkie tarapaty. Złodziejski duet zostaje niesłusznie oskarżony o zabicie króla i skazany na śmierć. Dzięki niespodziewanej pomocy udaje im się uciec, przy okazji porywając następce tronu...

W Wieży elfów Riyria wyrusza na ratunek wiosce nękanej przez złą bestie, którą pokonać może tylko oręż ukryty w sąsiadującej z osadą wieży zbudowanej przez elfy wiele wieków temu. Kiedyś do wieży prowadził most, teraz zaś jest ona niedostępna ze względu na otaczające ją spienione wody wodospadu. Dodatkowo utrudniają wszystko machinacje kościoła, który dąży do przywrócenia Imperium i osadzenie na jego tronie marionetkowego władcy.

Oba tomy bardzo mi się podobały. Fabuła nie była schematyczna i wielokrotnie zaskakiwała. Bardzo polubiłam złodziejski duet i z niecierpliwości czekam na kolejne części ich przygód. Książkę czytało mi się bardzo dobrze i wszystkich serdecznie zachęcam do lektury. :)

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i S-ka.

czwartek, 1 grudnia 2011

Kupię w Łodzi małe 2-pokojowe mieszkanie

Temat jak na ten blog nietypowy, ale stwierdziłam, że takie ogłoszenie w szukaniu może mi tylko pomóc, a w najgorszym przypadku nic nie zmieni ;) Ponieważ zamierzam edytować ten wpis i dodawać kolejne punkty do specyfikacji, w najgorszym razie posłuży jako miejsce zbierania informacji o tym czego szukam, a co mi przeszkadza, które będę uzyskiwać w trakcie poszukiwań.

Kupię małe 2-pokojowe mieszkanie w Łodzi, chętnie do remontu.

Najlepiej (czyli fajnie by było gdyby):
-> na Górnej (najlepiej okolice Chojen lub Dąbrowy).
-> z max godzinnym dojazdem* do centrum (przyjmijmy tu róg Kościuszki i Zielonej)
-> ciepła woda jako medium, brak konieczności używania bojlerów
-> nie bezpośrednio nad dużą ulicą (nawet gdy okna są super ciche)

Poza tym:
-> powierzchnia do 50 m2 (chce brać kredyt w "singlu na swoim", więc jest to metraż nieprzekraczalny), aczkolwiek na 50 m2 i tak pewnie mnie nie stać ;)
-> nad powierzchnia minimalną się nie zastanawiałam, zależy jak to wszystko będzie wyglądać, myślę, że min jakieś 30 m2, ale nie dyskwalifikuje mniejszych mieszkań
-> większy pokój może być (czyli nie przeszkadzałby mi ten fakt) przechodni
-> kuchnia musi być osobna i mieć okno (chociażby małe - możliwość wietrzenia)

*jako czas dojazdu liczę czas potrzebny na dojście do przystanku MPK + czas podróży autobusem/tramwajem


ostatnia aktualizacja 01-12-2011

środa, 23 listopada 2011

Michael Crichton: Linia czasu

Informacje ogólne
Rok wydania: 2000
Objętość: 123 tys. słów
Tytuł oryginału: Timeline
Tłumaczenie: Andrzej Leszczyński

Ocena*
ocena ogólna: 3/6
fabuła: 2+/6
stopień wciągania: 3+/6
uczucie własne: 3/6

Linię czasu poleciłam mi koleżanka z pracy. Blurb brzmiał ciekawie i miałam akurat audiobooka, więc postanowiłam go przesłuchać. Na początku było całkiem fajnie. Interesujące było oglądanie tych samych wydarzeń z dwóch perspektyw i obserwowanie jak autor przechodzi do setna, czyli kwestii podróży w czasie... Niestety czym dalej tym było gorzej...

Jak wiadomo podróże w czasie to bardzo trudny temat, z którym naprawdę niełatwo sobie poradzić. Autor poszedł w pseudonaukowe wyjaśnia oparte o jakieś fizyczne teorie. Zgodnie z nimi nie były to właściwie podróże w czasie, a raczej podróże do równoległych światów, które to światy współzależały od siebie. W każdym razie dla mnie z tego pseudonaukowego wywodu wynikało, że działania bohaterów w jednym świecie nie powinny mieć wpływu na ich świat (który był w późniejszym momencie czasowym), ale autor myślał inaczej. I to był pierwszy zgrzyt, które w takiej lub innej formie spodziewałam się w powieści o podróżach w czasie i który mnie tylko troszeczkę zniesmaczył.
Niestety o wiele ważniejszą wadą tej powieści było to, że czytając miałam wrażenie, że wszystkie przygody bohaterów wymyślane są jakby na siłę. Bo już znaleźli osobę, którą mieli znaleźć, już mogą wracać do domu, no ale przecież to ma być powieść a nie opowiadanie, więc coś oczywiście musi się stać. I potem znowu i znowu na tej samej zasadzie.

Generalnie w tej książce podobał mi się początek i koniec (bo ten akurat też był ładny), środek zaś moim zdaniem nadaje się do zasadniczego skrócenia i może w wersji bardzo mocno okrojonej można by uznać tę powieść za dobrą. Zaś w wersji obecnej jest to raczej przeciętne czytadło, którego nikomu nie polecam.

*Książki słuchałam.

piątek, 18 listopada 2011

Orson Scott Card: Ender na wygnaniu

Informacje ogólne
Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2010
Objętość: 100,5 tys. słów, 400 stron
Wymiary: 142 x 202 mm
Cykl Ender (tom 9)
Tytuł oryginału: Ender in Exile
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa

Ocena
ocena ogólna: 4/6
fabuła: 4/6
stopień wciągania: 4/6
uczucie własne: 4/6

Ender na wygnaniu opowiada o losach Endera bezpośrednio po wojnie. Ze względów politycznych nie może on wrócić na Ziemię. Początkowo przebywa na Erosie, gdzie po kolei żegna śpieszących do domu przyjaciół, aby w końcu zostać jedynym dzieckiem, które jeszcze nie wróciło.
Ender cały czas próbuje się zmierzyć z brzemieniem tego co zrobił i szuka odpowiedzi na pytanie dlaczego Formidy mu na to pozwolili. Jest przekonany, że Robale nie wykorzystały wszystkich swoich możliwości obrony i wywołuje to w nim obsesje poszukiwania coraz większej ilości informacji na ich temat.
W końcu Ender odlatuje do koloni, gdzie ma zostać gubernatorem, choć kapitan statku, który go wiezie ma co do tego inne plany. Wiggin ma więc do rozegrania inną bitwę na nieznanym sobie zupełnie polu…

Endera na wygnaniu zdecydowanie należy czytać po całym podcyklu o Groszku, którego ostatnim tomem jest Cień olbrzyma, ponieważ w listach z Ziemi przewijają się informację na temat dziejących się tam wydarzeń i występuje kilkoro wprowadzonych tam bohaterów. Natomiast można czytać go spokojnie przez Mówcą umarłych bo ten dzieje się wiele lat później.

Powieść mi się podobała, ale brakuje w niej elementów, które pozwoliłyby się nią zachwycać. Nie czułam się porwana przez dziejące się wydarzenia i nie cierpiałam, kiedy nie miałam czasu czytać książki. Dla osoby, która tak jak ja, przeczytała wszystkie poprzednie książki z cyklu o Enderze jest to oczywiście pozycja obowiązkowa, ale nikogo innego właściwie nie zachęcam. Dużo tracicie nie czytając Gry Endera, ale Endera na wygnaniu już nie.

Książkę czytałam na czytniku.

czwartek, 17 listopada 2011

Frank Herbert: Diuna

Informacje ogólne
Objętość: 182 tys. słów
Cykl: Kroniki Diuny (tom 1)
Tytuł oryginału: Dune
Tłumaczenie: Marek Marszał

Ocena*
ocena ogólna: 5+/6
fabuła: 5+/6
stopień wciągania: 5/6
uczucie własne: 5+/6

Zabierałam się do tej książki jak pies do jeża. Już nie pamiętam od jak dawna mam ją w kolejce i od jak dawana biblionetka poleca mi ją na 90 parę procent. I pewnie ten stan utrzymywałby się nadal, gdyby nie zaczęła grać w RPG w Gasnące Słońca. Koledzy, wyjaśniając mi w jakim świecie to się dzieje, mówili właśnie o Diunie i byli prawie zszokowani, że ja tego nie czytałam, bo jest to klasyka gatunku. W końcu, kiedy znalazłam audiobooka z tą książką, ugięłam się pod tą gremialną presją i postanowiłam spróbować. I muszę przyznać, że zdecydowanie dobrze się stało :)

Akcja powieści dzieje się w odległej przyszłości, w której ludzkość skolonizowała wiele planet i podróże między nimi są rzeczą normalną aczkolwiek bardzo kosztowną. Zrzeszenie wielu planet tworzy Imperium, którym włada Imperator przy pomocy przedstawicieli Wysokich Rodów. Poza tym mamy także Gildię, która kontroluje wszystkie podróże międzyplanetarne i z którą każdy z władców Imperium musi się liczyć.
Jednym z Wysokich Rodów jest ród Atrydów, którego losy opisuje właśnie Diuna. Akcja zaczyna się w momencie, kiedy Książę Atryda, wraz z piętnastoletnim synem Polem, oficjalną konkubiną i wszystkimi ludźmi przenosi się właśnie z Kaladanu, którą to planetą dotychczas władał, na Arrakis, która ma objąć w posiadanie z rozkazu Imperatora.
Arrakis zwana także Diuną to planeta bardzo niegościnna dla wszelkiego życia. Całą planetę pokrywa pustynia, rodowici mieszkańcy cały czas chodzą w specjalnej odzieży (filtrfrakach), która pozwala odzyskać wodę normalnie wydalaną przez organizm. Naturalne jest także dla nich "odzyskiwanie" wody od zmarłych: To jest ślub wody. Znany obrządek. Ciało człowieka stanowi jego własność; woda należy do plemienia. Arrakis ma jednak coś, co powoduje, że jest ona bardzo cennym lennem. Diuna to jedyna planeta, na której wydobywa się melanż - substancję, od której uzależnione jest całe Imperium, a której nie można uzyskać z żadnego innego miejsca.
Można się wydawać, że książę Atryda jest w łaskach u Imperatora, na prawdę jednak, że ten wraz z zagorzałym wrogiem księcia - baronem Harkonnenem, planuje usunięcie całego rodu Atrydów, w czym dopomóc ma zdrajca umieszczony w ich domu. Próba wykonania tego planu okazuje się mieć nie przewidziane przez nikogo konsekwencje, które na zawsze zmienią oblicze Imperium...

Diuna to powieść imponująca. Jestem pod wielkim wrażeniem wyobraźni autora, któremu udało się stworzyć kompletny świat, na którym opisał wszystko o cokolwiek czytelnik mógłby zapytać. Herbertowi udało się to połączyć z nie banalną i wciągającą fabułą, co w efekcie dało książkę genialną! Wszystkim Diunę serdecznie polecam!

*Książki słuchałam. Czytał Mako New.

wtorek, 15 listopada 2011

Siergiej Łukjanienko: Labirynt odbić

Informacje ogólne
Rok wydania: 1997
Objętość: 84 tys. słów
Liczba stron: 412
Wymiary: 125 x 195 mm
Cykl: Labirynt odbić (tom 1)
Tytuł oryginału: Лабиринт отражений (fon. Labirint atrażjenij)
Tłumaczenie: Ewa Skórska

Ocena
ocena ogólna: 5-/6
fabuła: 5-/6
stopień wciągania: 5/6
uczucie własne: 5-/6

Łukianienko jest autorem, którego polubiłam od pierwszej książki i na razie moja sympatia do niego się nie zmniejsza. Dlatego też z przyjemnością przedstawiam Wam kolejną książkę jego autorstwa :)

Głębia to wirtualna rzeczywistość. Każdy człowiek podłączony do Głębi ma wrażenie, że wszystko co go otacza jest rzeczywiste. Praktycznie każdy kto zanurzy się w Głębi, nie może z niej samodzielnie wyjść, dlatego istnieje wbudowany mechanizm odłączający człowieka po określonym czasie. Z tego rozwiązania nie korzystają tylko nurkowie, jedyni ludzie którzy są w stanie wyjść samodzielnie z Głębi. Są oni w stanie zrobić nawet więcej, pozostać połączonym z Głębią, ale kierować swoją postacią tak, jak robiło się to dawniej w zwykłych grach komputerowych.
Lonia jest nurkiem. W realnym świecie niczym się nie wyróżnia. Jednak dzięki swoim umiejętnością w Głębi zarabia krocie. Osób o jego umiejętnościach jest bardzo mało, zaś zapotrzebowanie bardzo duże. Tylko nurek jest w stanie wyciągnąć człowieka z uszkodzonym timerem i wykonać wiele innych czynności niedostępnych normalnemu użytkownikowi.

Powieść bardzo mi się podobała. Trudno się było od niej oderwać, co niezbyt dobrze wpłynęło na moje wyspanie ;) Pewnie oceniłabym ją trochę lepiej gdyby nie zakończenie, które mnie troszkę rozczarowało. Powieść polecam serdecznie wszystkim miłośnikom fantastyki, a szczególnie tym kochającym także gry komputerowe :)

Książkę czytałam na czytniku.

niedziela, 6 listopada 2011

Anna Brzezińska: Opowieści z Wilżyńskiej Doliny

Informacje ogólne
Wydawca: Runa
Rok wydania: 2002
Objętość: 75 tys. słów
Cykl: Wilżyńska Dolina (tom 1)

Ocena
ocena ogólna: 4+/6
fabuła: 4+/6
stopień wciągania: 4/6
uczucie własne: 4+/6

Opowieści z Wilżyńskiej Doliny to zbiór powiązanych ze sobą opowiadań opisujących różne perypetie Babuni Jagódki, czyli wiedźmy z Wilżyńskiej Dolny. Wzajemnie powiązanie między opowiadaniami jest różne, aczkolwiek sądzę, że warto czytaj je w takiej kolejności, jak zostały umieszczone w zbiorze.

Babunia Jagódka to wiedźma wiekowa, w Wyżlińskiej Dolnie otaczana powszechny szacunkiem i respektem. Nawet pleban i władyka biorą od niej lekki. Ona zaś opiekuje się mieszkańcami sąsiadującej z jej domkiem wioski i, oczywiście za odpowiednią opłatą, robi dla nich drobne czary.
Wraz z kolejnymi opowiadaniami dowiadujemy się trochę o przeszłości Babuni Jagódki, która nie jest jakąś tam zwykłą wiedźmą.
Babunia Jagódka jest osobą starą, ale często można ją spotkać w zupełnie innej postaci, bo dzięki zaklęciu "młoda i piękna" przemienia się w młodą dziewczynę. Wielokrotnie przelatuje w tej postaci nad wioską na swojej ulubionej sztachecie od płotu, albo swawoli z jakimiś mężczyznami. Wiedźma jest postacią srogą, ale moim zdaniem, ma bardzo miękkie serce. Wielokrotnie pomaga ludziom praktycznie za nic, albo za coś, co jest tak naprawdę dobre dla nich.

Książka mi się podobała. Opowiadania czytało się dobrze, aczkolwiek momentami dość ciężko, ze względu na język stylizowany na średniowieczny, co mi osobiście minimalnie przeszkadzało w odbiorze. Na pewno za jakiś czas sięgnę po kolejny tom opowiadań o Babuni Jagódce, a także przeczytam opowiadanie Płomień w kamieniu, które należy do cyklu, ale nie zostało opublikowane w żadnej z książek i jest publicznie dostępna on-line tu.

Książkę czytałam na czytniku.

sobota, 5 listopada 2011

Peter V. Brett: Wielki Bazar. Złoto Brayana

Informacje ogólne
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 224
Wymiary: 125 x 205 mm
Cykl: Trylogia Demonów (dwa opowiadania)
Tytuł oryginału: Great Bazaar; Brayan's Gold
Tłumaczenie: Marcin Mortka

Ocena
ocena ogólna: 4+/6

Ze względu na osobę autora, książkę tę musiałam koniecznie przeczytać. Dwie powieści Bretta: Malowany człowiek i Pustynna Włócznia tak mnie zachwyciły, że nie było dla mnie po prostu innej opcji. Na podstawie blurba właściwie nie wiedziałam czego się spodziewać i najbardziej przewidywałam, że będzie to zbiór opowiadań, co niestety nie jest do końca prawdą.

Mam co do tej książki bardzo mieszane uczucia. Składa się ona właściwie z dwóch długich opowiadań (chyba jeszcze nie można ich nazwać mini powieściami), scen usuniętych z powieści o Arlenie oraz słownika krasjańskiego i grymuaru runicznego.

Opowiadania są bardzo dobre. Pierwsze z nich - Wielki bazar mówi o wyprawie Par'china do zniszczonej wioski znanego garncarza oraz sposobie w jaki wszedł w posiadanie mapy do Słońca Anocha i dzieje się w czasie jego wypraw do Krasji. Drugie opowiada o wcześniejszym okresie, kiedy Arlen był jeszcze początkującym posłańcem i miał właśnie wyruszyć na swoją pierwszą wyprawę wymagającą rozłożenia przenośnego kręgu. Okazało się jednak, że inny posłaniec zaniemógł i opiekun Arlena musiał odbyć dziesięcionoclegową wyprawę na dodatek z ładunkiem piorunowych patyczków, czyli środka, który może wybuchnąć przy każdym większym wstrząsie. W trakcie tej wyprawy młodzieńca spotykało wiele przygód, których ukoronowaniem było zetknięcie ze śnieżnym demonem, o którym do tej pory słyszał tylko legendy.

Usunięte sceny to część która mi się nie podobała. Zawiera ona dwie usunięte sceny - pierwsza mówi o dzieciństwie Arlena i tę czytało się dobrze. Druga - Pobita Brianne - opowiada o konfrontacji Leeshy z Brianne i czytało mi się ja bardzo słabo. Jest to scena usunięta z rozdziału trzynastego Malowanego człowieka, którą to powieść czytałam półtora roku temu. Oznacza to, że nie pamiętałam jej na tyle dokładnie, aby wiedzieć kto to jest Brianne, nie wspominając już nawet o jej konflikcie z Leeshą. Czytanie tej sceny w oderwaniu od powieści było dość nieciekawym doświadczeniem i lepiej by było, jakby to był dodatek do Malowanego, który czytelnik mógłby sobie doczytać (lub nie) zaraz po lekturze powieści, nie zaś fragment osobnej książki wydanej sporo później niż proza, z której został wycięty.

Reasumując książkę polecam dość umiarkowanie i tylko miłośnikom Bretta. Można ją spokojnie przeczytać przed Pustynną włócznią (nie zdradza nic z jej fabuły) i jest to miła lektura na jeden wieczór i co jest w sumie chyba główna wada tej książki: jest po prostu bardzo krótka ;)

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Fabryka Słów.

czwartek, 27 października 2011

Kira Izmajłowa: Mag niezależny Flossia Naren: Część 1

Informacje ogólne
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2011
Objętość: 86 tys. słów, 400 stron
Wymiary: 125 x 205 mm
Cykl: Mag niezależny Flossia Naren (tom 1)
Tytuł oryginału: Случай из практики
Tłumaczenie: Ewa Białołęcka

Ocena
ocena ogólna: 3+/6
fabuła: 4/6
stopień wciągania: 3/6
uczucie własne: 3+/6

Właściwie to nie wiem dlaczego sięgnęłam po tę książkę. Wiem, że od dawna w kolejce miałam inną pozycję tej autorki Wyższą magię i miałam zakodowane, że mam to koniecznie przeczytać. Niestety Mag niezależny jest książką bardzo przeciętną i musiałabym naprawdę nie mieć co czytać (co jest raczej nierealne), aby sięgnąć po drugą część tej powieści. Tu dochodzimy do tego, że właściwie przeczytałam tylko połowę powieści (jak wiadomo Fabryka często dzieli książki, czego ja u nich mocno nie lubię) i uważam, że i tak było to za dużo. Gdyby nie mój ostatni brak czasu na czytanie, to pewnie nie doczytałabym tej książki, ale w tej sytuacji stwierdziłam, że nie warto zaczynać niczego bardziej interesującego, bo będę się denerwować, że nie mogę tego czytać, a tak tylko czytanie było mniej przyjemne ;)

Mag niezależny... opowiada o magu śledczym na usługach króla Arneliusza. Flossia Naren pochodzi z rodziny, w której tytuł maga justycjariusza przechodzi dziedzicznie już od czterech pokoleń. Ponieważ tylko nieliczni rodzą się z talentem do magicznych dochodzeń, to są bardzo dobrze opłacani i mogą sobie na wiele pozwolić nawet w stosunku do władców.
Książkę tę trudno zaklasyfikować, bo choć opisana jest jako powieść, to tak naprawdę jest czymś pośrednim pomiędzy powieścią a zbiorem powiązanych ze sobą opowiadań. O ile dobrze pamiętam definicję Anny Brzezińskiej z Polkonu, to Maga można chyba nazwać powieścią epizodyczną (proszę, niech mnie ktoś poprawi, jak źle zapamiętałam). W części pierwszej panna Naren rozwiązuje kilka niepowiązanych ze sobą spraw, z których najbardziej podobały mi się chyba pierwsza i ostatnia. Plusem powieści jest spora porcja komizmu, zaś minusem mało wciągająca akcja. Polecam bardzo umiarkowanie.

Książkę czytałam na czytniku.

wtorek, 18 października 2011

Martyna Raduchowska: Szamanka od umarlaków

Informacje ogólne
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 392
Wymiary: 125 x 195 mm

Ocena
ocena ogólna: 4+/6
fabuła: 4+/6
stopień wciągania: 4+/6
uczucie własne: 4+/6

Sięgnęłam po tę książkę ze względu na blurba:
Medium ma w życiu przerąbane.
Medium, które nie chce być medium, ma przerąbane w dwójnasób.
Medium bez powołania, za to z awersją do duchów, ma przerąbane wzdłuż, wszerz i naokoło.
[...]
Postawmy sprawę jasno - Ida nie ma Pecha. To Pech ma Idę.
oraz przeświadczenia (nie pytajcie mnie skąd ono mi się wzięło, bo nie wiem), że jest to proza rosyjska, co jest dla mnie ostatnio argumentem "za". Książka okazała się powieścią polską, ale było to jedyne rozczarowanie jakiego doznałam w jej przypadku :)

Szamanka od umarlaków opowiada o przygodach Idy - dziewczyny pochodzącej z magicznej rodziny, która sama jednak czarownicą nie jest. Ida pragnąc prowadzić w końcu normalne życie, wyprowadza się na studia do Wrocławia. Niestety zaraz po przyjeździe do akademika jej talent medium znów się ujawnia, potem zaś jest tylko gorzej... Z pomocą przychodzi jej, mieszkająca w tym mieście, ciotka, która zostaje jej nauczycielką. Ida musi się naprawdę jeszcze wiele nauczyć, a czasu jest mało, bo krewna kiedyś w końcu musi odejść. Kiedy zaś okazuje się, że Ida jest szamanką od umarlaków, jej życie staje się jeszcze ciekawsze...

Szamankę czytało mi się bardzo dobrze. Jest to fantastyka humorystyczna, a ja generalnie lubię tego typu pozycję. Styl narracji sprawia, że trudno się przy niej nie uśmiechać. Książka kończy się w taki sposób, że aż się prosi o kontynuację, która prawdopodobnie będzie. Wydawca napisał mi, że autorka aktualnie pisze, tak więc do wydania zapewne jeszcze daleko, ale szanse na to są :) Ja z chęcią po nią sięgnę, kiedy się ukaże. Zaś Szamankę polecam wszystkim, którzy lubią fantastykę humorystyczną oraz rozmowy z duchami, bo tych w tej książce jest co niemiara :)

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Fabryka Słów.

wtorek, 11 października 2011

Terry Goodkind: Bezbronne imperium

Informacje ogólne
Wydawca: Rebis
Rok wydania: 2004
Objętość: 544 stron, 168 tys. słów
Cykl: Miecz Prawdy (tom 8)
Tytuł oryginału: Naked Empire
Tłumaczenie: Lucyna Targosz

Ocena
ocena ogólna: 5=/6
fabuła: 4+/6
stopień wciągania: 4+/6
uczucie własne: 5/6

Richard i Kahlan wracają od Filarów Świata, kiedy spotyka ich samotny wędrowiec, który prosi ich o udzielenie pomocy jego ludowi, który dostał się pod władanie Imperialnego Ładu. Okazuje się, że Owen pochodzi z ludu, który wieki temu wyrzekł się przemocy i szuka lorda Rahla, aby wygnał najeźdźców z jego kraju, ponieważ walka kłóci się z zasadami jego ziomków.
Richard jest przekonany, że śledzi ich stado chyżolotów, gdyż ptaki te nie powinny się w ten sposób zachowywać. Dodatkowo ponownie cierpi on na migreny prawdopodobnie znów spowodowane darem, zaś w okolicy nie ma nikogo, kto mógłby mu pomóc. Szybko okazuje się jednak, że to nie są wszystkie jego problemy...

Książkę czytało mi się dobrze. Po słabej poprzedniej części (u Goodkinda oznacza to 4/6) jest to zdecydowanie powrót do formy, ale jeszcze nie do końca. Na pewno sięgnę po kolejne części i mam nadzieję, że teraz będzie już tendencja zwyżkowa. Wszystkim miłośnikom książkę polecam i zapewniam, że tom ten jest lepszy od poprzedniego, który niestety trzeba przemęczyć.

Książkę czytałam na czytniku.

piątek, 7 października 2011

Robert Ludlum: Krucjata Bourne'a

Informacje ogólne
Wydawca: Amber
Rok wydania: 1991
Objętość: 216 tys. słów
Cykl: Jason Bourne (tom 2)
Tytuł oryginału: The Bourne Supremacy
Tłumaczenie: Zdzisław Nowicki

Ocena*
ocena ogólna: 2+/6
fabuła: 2/6
stopień wciągania: 3/6
uczucie własne: 2+/6

Krucjata Bourne'a to kontynuacja książki Tożsamość Bourne'a. Ponieważ tamta mi się podobała, to postanowiłam w końcu posłuchać kontynuacji i to był błąd. Audiobooka z tę książką zaczęłam słuchać w połowie czerwca i skończyłam (a raczej nie skończyłam, ale o tym za chwilę) wczoraj. Co daje prawie cztery miesiące, co jest strasznie dużo nawet biorąc pod uwagę, że jest to książka stosunkowo długa (ok. 32 h nagrania).
Do wczoraj usprawiedliwiałam ten długi okres słuchania remontem, brakiem czasu, brakiem robótkowej weny** i wszystkim czym się tylko dało. Po tym jednak, jak wczoraj, kiedy miałam usiąść do robienia zakładki (powstaje na prezent, więc nie mogłam już tego odwlekać) naszła mnie myśl "No nie, trzeba włączyć tę Krucjatę Bourne'a, bo kiedyś ją trzeba w końcu skończyć... To może ja przy tej zakładce niczego nie będę słuchać, tylko sobie porozmyślam..." Po chwili refleksji stwierdziłam, że ja chyba chora jestem! Nie ma obowiązku dosłuchiwania do końca, nawet jeżeli (jak w tym przypadku) brakuje mi 10% procent. Przecież to nie o to chodzi, abym ja się przy książce męczyła i robiła wszystko, aby jej nie słuchać! Po czym "zmieniłam płytę" i od razu zaczęło mi się chcieć robić! Wniosek jest więc prosty: to nie remont, brak czasu, czy też robótkowej weny jest winien, tylko ta książka. Szkoda tylko, że doszłam do tego tak późno :/ Gdybym wpadła na to wcześniej, to może mimo braku czasu jakieś robótki by powstały, ale to są już chyba dywagację na innego mojego bloga ;)

To sobie pomarudziłam, a teraz przejdę może do meritum, czyli o czym właściwie jest tak książka. Więc ta książka jest... ok, chyba jednak mi się nie uda. Ta książka jest tak pokręcona, że ja nie umiem opisać o czym ona jest. Jak dla mnie jest o totalnie nieprawdopodobnej historii, w której główny bohater stawiany jest w sytuacji bez wyjścia, po to, aby znaleźć kogoś, kto mógłby zabić kogoś innego, aby uniknąć politycznego konfliktu. Pierwsza część była pokręcona, ale nosiła choć ślady prawdopodobieństwa i konsekwencji działań, druga niestety została tego pozbawiona. Ja wiem, moja opinia wyłamuje się z ochów i achów (ta książka ma średnią 4,6 w biblionetce przy 812 ocenach, więc oceniana jest naprawdę dobrze), ale po prostu mi osobiście się nie podobała. Ta powieść o przeżyciach schizofrenika (dobra, dobra on nie jest schizofrenikiem, ale tak to wygląda) po prostu mnie do siebie nie przekonała i żałuję straconego przez nią czasu. Zdecydowanie nie polecam!

*Książki słuchałam.
**Ja słucham głównie przy robótkowaniu.

piątek, 30 września 2011

Podsumowanie III kwartału 2011

Chyba czas na jakieś podsumowanie. Z miesięcznych zrezygnowałam i postanowiłam przerzucić się na kwartalne. I pomysł był całkiem słuszny, bo przy mojej ostatniej antywenie do prowadzenia bloga, w innym przypadku w ogóle nie byłoby co podsumowywać.

No, ale dość tego marudzenia, lecimy:
W tym kwartale opisałam 9 książek (no, normalnie jakaś masakra), 6 z nich to kontynuacje zaczętych serii, trzy nie były recenzenckie. Dla odmiany udało mi się ustanowić rekord książek czekających na recenzję - w chwili obecnej takich pozycji jest aż 8! Jak tylko złapię moją wenę za ogon, to... strzeżcie się! ;)
Książką kwartału bezkonkurencyjnie zostaje powieść, która dopiero wyjdzie drukiem, czyli Milczące słowa Jagody Wochlik

To by było na tyle. Należy mieć nadzieję, że następny kwartał będzie dla mojej weny łaskawszy i uda mi się choć te zaległe recenzje napisać ;) Trzymam za siebie kciuki :P

czwartek, 29 września 2011

Simon R. Green: Łabędzi śpiew

Informacje ogólne
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 228
Wymiary: 125 x 205 mm
Cykl: Nightside (tom 3)
Tytuł oryginału: Nightingale’s Lament
Tłumaczenie: Mateusz Repeczko

Ocena
ocena ogólna: 5-/6
fabuła i pomysł: 5-/6
stopień wciągania: 5-/6
styl narracji: 5/6
uczucie własne: 4+/6

Łabędzi śpiew to kolejna część przygód Johna Taylor - prywatnego detektywa, który ma dar odnajdywania rzeczy i bardzo potężnych wrogów. Początkowo Taylor ma położyć kres sabotażom w największej elektrowni zasilającej Nightside. Można powiedzieć, że mu się to udaje, aczkolwiek sam przez to pakuje się w niezłe kłopoty.
Jednak problem w elektrowni to tylko prolog. Prawdziwym zadaniem dla naszego detektywa jest upewnienie się, że córka pewnego bankiera jest bezpieczna i szczęśliwa. Zadanie wydawałoby się zdecydowanie za proste dla Taylora, gdyby nie to, że dziewczyna jest wschodzącą gwiazdą sceny, przez której śpiew ludzie popełniają samobójstwa! Zdecydowanie coś jest tu nie tak, nawet jak na standardy Nightside.

Łabędzi śpiew czytało mi się bardzo dobrze. Po tym jak sprawa elektrowni zakończyła się po jednym rozdziale, trochę się bałam, że będzie to zbiór opowiadań, a nie powieść, ale na szczęście okazało się inaczej. Uważam, że ten rozdział powinien być zatytułowany jako prolog i wtedy nikt nie miałby takich jak ja wątpliwości.
Sprawa Rossignol, która zajmuje resztę książki, jest mocno pokręcona, ale dzięki temu bardziej interesująca. Czytelnik zdobywa kilka kolejnych informacji na temat Nightside, a także samego Johna Taylora... i trzeba przyznać, że jest on coraz bardziej interesującą osobą.
Wszystkim, którzy polubili tego detektywa o bardzo złej reputacji, książkę serdecznie polecam, zaś wszystkich innych ponownie zachęcam do sięgnięcia po Coś z Nightside.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Fabryka Słów.

czwartek, 22 września 2011

Jagoda Wochlik: Milczące słowa


Ta recenzja jest dla mnie recenzją szczególną. Pierwszy raz zdarza mi się pisać recenzję powieści osoby, którą poznałam osobiście, dziewczyny, z którą jadłam nawet obiad, nie przeczuwając nawet, że tak zachwyci mnie jej książka.
Jagoda jest studentką polonistyki, znaną części z Was jako autorka bloga recenzenckiego - biblioteka Edgara. Na blogu pisze co nieco o swojej książce i linkuje także inne jej recenzję, więc jakbyście chcieli coś jeszcze o niej przeczytać, to zapraszam. Poznałam ją, w sumie całkowicie przypadkowo, zaczepiając, jak to ja czasem mam w zwyczaju, na przystanku tramwajowym, ośmielona tym, że podobnie jak ja, miała na ręce polconową opaskę.

Jagoda przedstawiła mi swoją powieść jako romans paranormalny. Właściwie to nie wiem jak wygląda książka tego typu. Może się mylę, ale nadal twierdzić będę, że nigdy jeszcze takiej powieści nie czytałam. Może kiedyś spróbuje, ale chyba jeszcze nie teraz.

Ciężko opisać o czym jest ta książka. Czy jest ona o miłości? Tak, trudno zaprzeczyć. Czy zawiera elementy nadprzyrodzone? Także zaprzeczyć się nie da. Jednak z całą mocą twierdzić będę, że romansem ona nie jest! A romanse (nie paranormalne) jakieś w życiu już czytałam. Jest to chyba ten typ książki, który wymyka się klasyfikacji, uznałabym to jednak zdecydowanie bardziej za zaletę niż wadę. Ta książka jest po prostu niesamowita!

Historia zaczyna się niewinnie. O tyle oczywiście, o ile taka historia może zaczynać się niewinnie. Henry Got ratuje od śmierci dziewczynę, która przypadkiem znalazła się tam, gdzie nie powinna.
„Kiedy dziewczyna ruszyła w stronę oświetlonej klatki schodowej Henry Got pogratulował sobie, że zdążył przed Panem Bogiem. Lubił te gierki z wszechmocną antropomorficzną istotą, bo tak wyobrażali Go sobie ludzie. Niezmienny Pierwszy Poruszyciel, jak nazywał go Arystoteles, już dawno zapomniał o świecie, w którym żył Henry Got.”
Okazuje się, że Zuzanna pod jakimś względem nie jest zwykła dziewczyną. Ma w sobie coś co potrafi w jakiś sposób zmienić wampira. Bo tak, Henry Got jest wampirem. Bardzo starym wampirem. I chce wykreślić ją ze swego życia. I początkowo wydaje się, że mu się udaje. A potem okazuje się, że wszyscy chcą ją zabić. No dobrze, nie wszyscy. Tylko inne wampiry. Tylko te, które się boją.

Ta książka jest bardzo złożona. Kiedy już wydawało mi się, że już zrozumiałam pomysł Jagody, okazywało się, że jednak nie miałam racji. Pewne wątki, początkowo niezrozumiałe, ba! nawet denerwujące, w dalszej części ładnie zazębiły się z całością i nawet przestawały mnie denerwować.
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, nie zdradzając za dużo z treści. Wiedzcie tylko, że ja osobiście jestem pod wrażeniem. Pod ogromny wrażeniem. Właśnie przeczytałam książkę znanej mi osoby, która była zdecydowanie lepsza o wielu książek uznanych pisarzy. I nie chodzi tu tylko o pomysł, wykonanie także było o wiele lepsze.

Ta książka ma jedną, ale zasadniczą wadę. Tak naprawdę nie ukazała się jeszcze drukiem. Jagoda wydała ją co prawda na własny koszt w liczbie 100 egzemplarzy, ale nie można tego przecież uznać, za prawdziwe opublikowanie. Tak więc nie mogę was w tej chwili odesłać do księgarni ani biblioteki, abyście na własne oczy przekonali się jak dobra jest to powieść. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że niedługo książka ta będzie mieć szansę zyskać szersze grono czytelników. Jak tylko się to stanie, na pewno poinformuję Was o tym. Tymczasem zaś możecie napisać do Jagody i poprosić ją o uwzględnienie was na liście osób, do których ma trafić wędrujący egzemplarz tej powieści. O szczegółach tej akcji możecie poczytać na jej blogu.

piątek, 9 września 2011

Mark Del Franco: Rzeczy niekształtne

Informacje ogólne
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 384
Wymiary: 125 x 195 mm
Cykl: Connor Grey (tom 1)
Tytuł oryginału: Unshapely Things
Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz

Ocena
ocena ogólna: 4/6
fabuła: 4/6
stopień wciągania: 4+/6
uczucie własne: 4/6

Rzeczy niekształtne dzieją się w świeci, na którym na początku XX w. pojawiły się magiczne istoty m.in. wróżki, elfy, chochliki i druidzi. Akcja dzieje się w Bostonie, przede wszystkim zaś w Weird - jego dzielnicy zamieszkiwanej głównie przez fata (wspólna nazwa dla wszystkich magicznych istot). Głównym bohaterem jest Connor Grey - druid, niegdysiejsza gwiazda Gildii, czyli instytucji zajmującej się przestępstwami pomiędzy fata. W wyniku nieszczęśliwego wypadku stracił on większość swoich zdolności i teraz jest policyjnym konsultantem do spraw magicznych istot (zwykła policja zajmuje się tymi sprawami fata, którymi nie chce zajmować się Gildia).

Rzeczy niekształtne opowiadają o śledztwie w sprawie cotygodniowych morderstw wróżek z Weird. Connor podejrzewa, że jest to jakiś rytuał, jednak nie umie znaleźć żadnego pasującego do zgromadzonych śladów. Psychiczny zapach unoszący się nad miejscem zbrodni jest dziwny i niepasujący do żadnego rodzaju fata, pewne tropy wskazują nawet na człowieka, ale wydaje się to mało prawdopodobne.

Gdybym czytała tę książkę przed Czymś z Nightside pewnie oceniłabym ją wyżej. Styl narracji jest jednak z jednej strony jakby podobny, z drugiej zaś do pięt nie dorasta powieści Greena i dlatego mając ją świeżo w pamięci nie byłam w stanie postawić wyżej oceny.
Jest to książka, którą czyta się dobrze. Istoty paranormalne przedstawione są w nietypowy sposób, zakończenie zaś jest dość zaskakujące. Osobom lubiącym urban fantasy i paranormalne śledztwa umiarkowanie polecam.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Fabryka Słów.

wtorek, 6 września 2011

Judith Merkle Riley: Wodny diabeł

Informacje ogólne
Wydawca: Książnica
Rok wydania: 2008
Objętość: 72 tys. słów
Cykl: Księga Małgorzaty (tom 3)
Tytuł oryginału: The Water Devil
Tłumaczenie: Maria Grabska-Ryńska

Ocena
ocena ogólna: 4+/6
fabuła: 4/6
stopień wciągania: 4+/6
uczucie własne: 5=/6

Z pewną obawą sięgałam po Wodnego diabła, ponieważ poprzednie tomy trylogii Księga Małgorzaty słuchałam i bałam się trochę, że ze względu na szczególny sposób narracji, jako książka czytana może nie być już taka przyjemna. Rzeczywiście początkowo było mi trudno przyzwyczaić się do tego stylu, który pasuje idealnie do słuchanej gawędy, ale kiedy to już nastąpiło, książkę czytało mi się bardzo dobrze.
Książka opowiada dalsze losy Małgorzaty, a dokładniej Małgorzata opowiada dalsze swoje losy. Początkowa część książki to okres, w którym bohaterka cierpi rozłąkę z mężem i zadręcza prośbami o koniec wojny boga, który tłumaczy jej, że więcej jest modlitw o wojenną sławę niż o zakończenie waśni. Potem za sprawą ojca Gilberta akcja przenosi się na wieś, gdzie rodzina walczy z opatem o własność pewnego kawałka ziemi. Dodatkową atrakcją jest szaleństwo żony Hugona, która opętana jest myślą o dziecku, choć bynajmniej nie ze swoim mężem.
Książka czytało się naprawdę dobrze, ale miałam spory problem pisząc powyższy akapit, bo choć książkę przeczytałam i to w sumie nie wiem o czym ona właściwie jest. Może powodem tego wrażenia jest fakt, że miałam sporą przerwę w jej czytaniu po dojściu do 3/4 objętości, ale mam odczucie, że autorka nie do końca miała spójny pomysł na całości fabuły i jest ona składana z dwóch oddzielnych historii.
Trochę żal, że jest to już ostatnia książka o Małgorzacie, bo bardzo polubiłam tę postać. Z drugiej strony chyba powinnam się cieszyć, bo wydaje się, że autorka straciła już na nią pomysł. Już druga część nie była tak dobra jak pierwsza, zaś trzecia jest niestety jeszcze słabsza. Dlatego też Księgę Małgorzaty serdecznie polecam, zaś kolejne części cyklu już zdecydowanie bardziej umiarkowanie.

Książkę czytałam na czytniku.

niedziela, 4 września 2011

Simon R. Green: Istoty światła i ciemności

Informacje ogólne
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 218
Wymiary: 125 x 205 mm
Cykl: Nightside (tom 2)
Tytuł oryginału: Agents of light and darkness
Tłumaczenie: Mateusz Repeczko

Ocena
ocena ogólna: 4+/6
fabuła i pomysł: 4=/6
stopień wciągania: 4+/6
styl narracji: 5+/6
uczucie własne: 4+/6

Druga część przygód Johna Taylora, nie urzekła mnie aż tak, jak pierwsza. Nadal zachwycał mnie styl narracji, jednak historia już zdecydowanie mniej. Jakoś nie spodobał mi się pomysł z Nieświętym Graalem i mieszaniem w to wszystko boga, aniołów i ich upadłych przeciwników.
Tym razem Taylor ma za zadanie znaleźć Nieświętego Graala, czyli puchar, z którego pił Judasz podczas ostatniej wieczerzy. Kielich został wyniesiony ze swojego ukrycia pod Pentagonem i trafił do Nightside, co grozi całkowitą zagładą tego miejsca, ponieważ w jego posiadanie chce wejść zarówno armia aniołów jak i diabłów. Oczywiście jest jeszcze wiele innych osób, które pragną go mieć z uwagi na jego potężną moc.
Jeżeli pominiemy kwestie pomysłu, to fabuła prowadzona jest sprawnie i książkę czyta się szybko i z przyjemnością. Dowiadujemy się kolejnych faktów z życia i przeszłości Taylora i razem z bohaterem czujemy frustrację, że tych informacji jest tak mało. Poznajemy bliżej jego tajemnicze możliwości, a także, nie do końca zasłużoną, złą sławę.
Dla wszystkich, którym spodobało się Coś z Nightside, Istoty światła i ciemności są zapewne i tak pozycją obowiązkową, zaś wszystki innym serdecznie polecam pierwszą część tego cyklu. Ja z niecierpliwością oczekuje kolejnej części cyklu, czyli Łabędziego śpiewu, który ma się ukazać jeszcze w tym miesiącu.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Fabryka Słów.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Ogłoszenia różne

Ostatni wpis ponad miesiąc temu, na pisanie recenzji weny brak, choć ostatnio chyba bardziej czasu niż weny.
Na przełomie lipca i sierpnia dopadł mnie jakiś czytelniczy kryzys i nie miała ochoty na kompletnie żadną nową książkę. W tym czasie miałam jeszcze czas, więc ponownie przeczytałam Prawa i powinności, które ponownie bardzo mi się podobały (co jak najbardziej pozytywnie świadczy o tej książce) oraz Trylogię Czarnych Kamieni, choć w dość dziwnej kolejności, bo najpierw Córkę Krwawych, potem Królową Ciemności a na końcu Dziedziczkę Cieni, a potem jeszcze na dokładkę opowiadanie Serce Kaeleer ze zbioru o tym samym tytule. Całość ponownie bardzo mi się podobała.
Po tej kuracji byłam w końcu gotowa, aby wziąć się za jakąś nową książkę. Na pierwszy ogień poszła ostatnia książka z fabrycznego stosiku (recenzja zarówno tej jak i poprzedniej zapewne dopiero we wrześniu), potem zaś Labirynt odbić Łukajenki. Aktualnie zaś czytam ostatnią część trylogii Księga Małgorzaty.
W między czasie przestałam mieć czas na cokolwiek. W ramach zmniejsza sobie ilości wolnego czasu* (z którym i tak było ostatnio krucho), zapisałam się na kurs rosyjskiego. Można powiedzieć, że zaczynam umieć przełożyć te dziwne znaczki na ludzką (co nie znaczy, że zrozumiałą) mowę, w większości bez ściągi (mam jeszcze problemy z "g", "c" i "ć" i czasem mylę miękki znak z "y"). Generalnie jest ciekawie i nawet mi się podoba, a najbardziej literka л, czyli coś pomiędzy naszym "l" a "ł", które za każdym razem z uporem maniaka staram się wymawiać, choć trochę sobie można na tym język połamać ;)
Efekt jest taki, że już nie pamiętam kiedy po pracy wróciłam do domu o 18 czy 19, średnio wychodzi mi jakaś 21, co powoduje, że zamiast iść spać o 22 (tak, kiedyś tak wcześnie chodziłam spać), chodzę spać o 24 albo i trochę później (i chyba muszę się już do tego przyzwyczaić, choć nie wiem czy zdołam).
W ramach zwiększenia swojego osłuchania z językiem zaczęłam w pracy słuchać rosyjskiego radia internetowego. Nie wiem, czy mi to pomoże, ale zawsze można mieć nadzieję ;) W związku z tym zaczęłam do pracy nosić słuchawki, co spowodowało, że wypróbowałam słuchanie audiobooka w tramwaju. Musze powiedzieć, że myślałam, że będzie gorzej, więc może się okazać, że zamiast w tramwaju czytać (co ostatnio i tak mi nie wychodziło) będę słuchać (co ma tę zaletę, że można to robić także idąc do oraz z tramwaju. Choć sądzę, że tak całkiem literek w podróży nie porzucę, no, ale pożyjemy zobaczymy...
Jeżeli ktoś** jeszcze nie nominował, to zachęcam do wzięcia udziału w nominacjach do Złotej Zakładki, czyli nagrody książkowej przyznawanej przez blogerów. Ja wysłałam maila już jakiś czas temu, nominowałam co prawda tylko dwie książki, ale aż w trzech kategoriach. Niech się organizatorzy martwią, jak mi odpisała Kalio ;)
W czwartek i piątek mam wolne i jadę na przedłużony weekend do Poznania na Polcon. Pierwszy raz będę na takim konwencie, więc nie wiem co będzie, ale mam nadzieję, że będzie fajnie :) Trzeba przyznać, że ilość punktów programu jest imponująca :) Oczywiście nie ma to jak być nieprzygotowanym do wyjazdu... wyjazd w czwartek rano (zdecydowałam się jechać pociągiem wyjeżdżającym z Łodzi o 9 i być tam na 12 ale bez przesiadki zamiast jechać osobowym do Kutna i tam się przesiadać w coś przyspieszonego), a ja dzisiaj po pracy byłam sobie kupić klapki pod prysznic, bo niestety w trakcie przeprowadzki mi takowe wcięło :( Potem była jeszcze wyprawa na pocztę i tym sposobem znów tak naprawdę byłam w domu po 20. No nic, tak już pewnie musi już być...
Reasumując. Zaległe recenzję będą. Kiedy to już całkiem inna sprawa ;) pewnie we wrześniu, a dokładniej mam taką nadzieję. Aktualne też będą, ale ich ilość zmniejszy się jeszcze bardziej. Będę z siebie dumna, jak będę wyrabiać się na 5 miesięcznie. Przy jeszcze niedawnych 15 jest to zasadniczy spadek, no, ale zawsze jest coś za coś. U mnie aktualnie spadek ilości czytanych (słuchanych) i opisywanych książek w zamian za zwiększoną aktywność towarzysko-(m.in. zaczęłam grać w RPG)-dokształcającą (wspomniany już kurs rosyjskiego).

*czyli takiego w którym mogę sobie poczytać
**z posiadających czytelniczego bloga min. od stycznia tego roku.

niedziela, 17 lipca 2011

Terry Pratchett: W północ się odzieję

Informacje ogólne
Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 302
Wymiary: 140 x 200 mm
Cykl: Świat Dysku (tom 105)
Podcykl: Tiffany Obolała (tom 4)
Tytuł oryginału: I Shall Wear Midnight
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa

Ocena
ocena ogólna: 4+/6
fabuła: 4/6
stopień wciągania: 4+/6
humor: 5/6
uczucie własne: 4+/6

Tiffany Obolała jest czarownicą Kredy. W związku ze swoją funkcją ma mnóstwo obowiązków, przez co lata (na miotle oczywiście) wiecznie niewyspana i częstokroć głodna. Wokół zaś zaczynają się dziać dziwne rzeczy - ludzie bardziej niż zwykle nienawidzą czarownic. Wkrótce okazuje się, że wszystkiemu winny jest widmowy mężczyzna bez oczu, którego dwa lata wcześniej niechcący przywołała Tiffany. Teraz będzie musiała się z nim rozprawić.

Do lektury tej książki podchodziłam z lekkim niepokojem. Jak pisałam w poprzedniej notce lubię Pratchett'a, ale akurat ten podcykl Świata Dysku podobał mi się najmniej, więc miałam spore wątpliwości. Z drugiej jednak strony, skoro już napisałam do wydawcy i dostałam od niego książkę, to trzeba się było w końcu za nią wziąć. Cieszę się, że udało mi się zmobilizować, bo książka jest lepsza niż sądziłam :)

Chyba za dawno nie czytałam Pratchett'a, bo zapomniałam jakie jego książki potrafią być zabawne. Właśnie humor jest tym, co ratuje w moich oczach początek tej książki, bo początek moim zdaniem nie jest zbyt wciągający. Potem coś w opowieści przeskakuje i tak mniej więcej od połowy człowiek zaczyna czytać z zapartym tchem, zastanawiając się co jeszcze autor wymyśli. I zakończenie mi się bardzo podoba. Może ja romantyczką jestem, ale mi się podoba i już. Jest wręcz takie, że z niecierpliwością będę czekać na kolejną część z tego pod cyklu.

Generalnie polecam, ale jednak po przeczytaniu poprzednich części o Tiffany, które są... cóż... będę próbować je czytać jeszcze raz w przekładzie Cholewy, może w tym wydaniu nie będą takie złe...

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Świat Dysku i ja

Fanką Pratchett'a zaczęłam być w liceum i chyba wtedy też przeczytałam większość jego książek z serii Świata Dysku wydanych po polsku. Będąc na studiach jakiś czas kupowałam kolejne ukazujące się tomy i czytałam je na bieżąco. Potem któryś kolejny z nich tak mnie rozczarował, że przestałam kupować i zaczęłam czekać, aż pokażą się w bibliotece (mieszkałam wtedy w Warszawie, więc nie trwało to znowu tak długo), zaś rok temu kupiłam sobie czytnik ebooków i postanowiłam nie kupować już żadnych więcej książek.
W chwili obecnej przeczytałam prawie wszystkie powieści z serii Dysku, brakuje mi do kompletu tylko Maurycego i Niewidocznych Akademików. Tą drugą książkę nawet zaczęłam jakiś czas temu, ale chyba nie miałam totalnie wtedy ochoty na Pratchett'a, bo nie przebrnęłam przez nią. Faktem jest że nie należy ona jednego z mniej przeze mnie lubianego podcyklu serii.
W "Świecie dysku" można wyróżnić sześć podcykli*: o Rincewindzie, o czarownicach, o Śmierci o straży miejskiej, o Moiście von Lipwigu i o Tiffany Obolałej (jakby się człowiek uparł, to pewnie można i więcej, ale podział na te sześć jest najpopularniejszy). Moim ulubionym cyklem jest ten o straży, ja po prostu kocham Marchewę! Niestety w ostatnich książkach tej serii jest zdecydowanie więcej Vimesa niż Marchewy i choć Vimes też jest fajny, to jednak cierpię, że jest tak mało mojego ulubionego bohatera.
Drugim w kolejności lubienia podcyklem jest ten o Śmierci. Ten żywy szkielet mówiący WIELKIMI LITERAMI jest postacią genialną. Często występuje także w książkach spoza swojego podcyklu, jako postać epizodyczna.
Pozostałe podcykle lubię chyba podobnie. Najmniej chyba podoba mi się ten o Tiffany Obolałej, ale po przeczytaniu W północ się odzieję (recenzja w najbliższym czasie) uważam, że na moją ocenę mógł mieć wpływ fakt, że ja pierwsze dwie części tego cyklu czytałam w wydaniu tłumaczonym przez Dorotę Malinowską-Grupińską a nie Piotra W. Cholewę, który tłumaczył całą resztę cyklu, i który dla tego cyklu jest tłumaczem genialnym.
Jeżeli miałabym wybrać moje ulubione książki z serii Świata Dysku, to zdecydowanie najwięcej z nich będzie z cyklu o straży, można chyba wręcz powiedzieć, że wszystkie. Zaś najbardziej naj z tych naj są Straż! Straż, Zbrojnymi i Na glinianych nogach. Z pozostałych cykli najlepsze moim zdaniem są: Ciekawe czasy, Kosiarz, Mort i Równoumagicznienie, a przynajmniej tak to w tej chwili pamiętam ;) Jest dość prawdopodobne, że za jakiś czas spróbuję wrócić to niektórych części tej serii i wtedy okaże się jak odbierać je będę w kolejnym czytaniu ;)

*Istnieją pojedyncze książki z serii, które nie należą do żadnego z wymienionych podcykli

wtorek, 5 lipca 2011

Terry Goodkind: Filary świata

Informacje ogólne
Wydawca: Rebis
Rok wydania: 2002
Objętość: 508 stron, 167 tys. słów
Cykl: Miecz Prawdy (tom 7)
Tytuł oryginału: Pillars of Creation
Tłumaczenie: Lucyna Targosz

Ocena
ocena ogólna: 4/6
fabuła: 4/6
stopień wciągania: 5+/6
uczucie własne: 3/6


Jak już pisałam przy recenzji poprzednich tomów, mi w książkach Goodkinda najbardziej podobają się przygody Richarda. Pod tym względem Filary świata były dla mnie książką okropną, bo z przygód Richarda jest tam praktycznie jeden rozdział!
Zresztą jakoś tak od początku ta książka mnie denerwowała. Ja rozumiem, że ci źli chcą zrobić Richardowi krzywdę, ale żeby dobrzy też chcieli mu zrobić krzywdę w przekonaniu, że to on odpowiada za całe zło tego świata, to dla mnie już przesada. Ja wiem, to jest kwestia pomysłu na fabułę, ale mnie się ten konkretny pomysł nie podoba i nic nie jestem w stanie na to poradzić.

Kolejnym minusem Filarów świata jest postać pewnego zboczeńca (podobnego w zachowaniu do tego z Świątyni wichrów), który wymyślił sobie, że jest pępkiem świata. Ja nic nie mam do jego mani wielkości, akurat ona dla fabuły była dość istotna, ale całą resztę autor mógł sobie darować, zostając co najwyżej przy jego brutalności

Jak już sobie ponarzekałam, to przejdę teraz może do jakiegoś opisu. ;)

Filary świata opowiadają o dwójce, całkowicie pozbawionych daru, rodzeństwa Richarda. Główną bohaterką jest Jennsen, jej brat jest postacią ważną, aczkolwiek bardziej marginalną.
Jennsen przez całe swoje życie kryła się wraz z matką przed lordem Rahlem, który pragnął jej śmierci. Od kilku lat żyły spokojnie w odosobnieniu, ich spokój jednak zmąciło znalezienie prze Jennsen zmarłego żołnierza. Czyżby wysłannicy władcy D'Hary pochwycili ich trop? Wszystkie przesłanki wydają się na to wskazywać, zaś ważnym sprzymierzeńcem okazuje się spotkany przypadkiem podróżny z dalekiego południa. Czy jednak wszystkie jego słowa są prawdziwe?

W Filarach świata widzimy jak przeinaczając i zatajając fakty, można łatwo manipulować uczuciami i czynami ludzi. Jennsen daje się przekonać, że Richard jest odpowiedzialny za całe zło tego świata i ignoruje przeczące temu przesłanki. Ta jej postawa spowodowała, że po kilku rozdziałach nie wytrzymałam i przeczytałam zakończenie, a dopiero później doczytałam resztę.

Generalnie jestem tą książką mocno zawiedziona. Pomijając już pomysł, który sam w sobie mi się nie spodobał, to mam wrażenie, że fabuła miała sporo nie załatanych dziur, choć może jest to moje subiektywne odczucie. Mam nadzieję, że następne tomy, z których kolejny zamierzam zaraz zacząć czytać, zamiast denerwować będą mnie zachwycać, bo kolejnego tak słabego tomu chyba nie przetrzymam. No, ale jak chce się dalej czytać cykl, to trzeba się czasem przemęczyć.

Książkę czytałam na czytniku.

niedziela, 3 lipca 2011

Jeffery Deaver: Hak

Informacje ogólne
Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 448
Wymiary: 140 x 200 mm
Tytuł oryginału: Edge
Tłumaczenie: Łukasz Praski

Ocena
ocena ogólna: 4+/6
fabuła: 4+/6
stopień wciągania: 4+/6
uczucie własne: 4+/6

Moim zdaniem ta książka powinna nosić tytuł „Gra”. Ulubioną rozrywką głównego bohatera - agenta Corte - są gry planszowe i w powieści jest pełno jego przemyśleń o różnego typu grach*. Książka podzielona jest na kilka części, z których każda rozgrywa się w jeden dzień. Poszczególne z nich opatrzone są mottami z instrukcji różnych gier planszowych.

Agent Corte jest „owczarkiem”, czyli osobą opracowującą i realizującą plan ochrony powierzonych agencji obiektów. Obiekt to bezosobowa nazwa dla chronionego człowieka, bo do obiektów nie wolno się przywiązywać. Należy za wszelką cenę chronić ich życie, ale nic ponadto. Owczarka i obiekt nie może nic łączyć.
Corte dostaje zadanie ochrony rodziny Kesslerów składającej się z męża policjanta, jego nastoletniej córki oraz żony zajmującej się wychowywaniem pasierbicy. W ich domu przebywa jeszcze czasowo siostra pani Kessler, która także zostaje objęta ochroną. Agent postanawia całą czwórkę umieścić w schronie (czyli bezpiecznym domu), co spotyka się z duży oporem ze strony policjanta. W końcu staje na tym, że dorośli udają się do schronu, dziewczynka zaś trafia pod opiekę przyjaciela rodziny, z całkowitym zakazem kontaktowania się z otoczeniem.
Sprawa Kesslerów jest dla Cortego sprawą szczególną. Zbieraczem, który zagraża jej członkom, jest Henry Loving, przestępca, który kilka lat wcześniej zabił mentora Coretego. Zbieracz jest złoczyńcą, który ma za zadanie wydobyć z ofiary potrzebne zleceniodawcy informację. Loving jest szczególnie zdolnym i bezwzględnym zbieraczem, który dążąc do celu doskonale potrafi wykorzystać innych ludzi. Ma talent do znajdowanie na nich doskonałych haków**.
Ze wględu na osobę zbieracza, poczynania Coretego oceniane są przez pryzmat jego chęci zemsty. Powiązani z nim ludzie podejrzewają, że bardziej zależy mu na schwytaniu Lovinga, niż na ochronie powierzonych mu obiektów. Czy tak jest naprawdę? Czy Kesslerowie są bezpieczni pod opieką tego owczarka? Czy uda się schwytać zbieracza? Na te pytania może wam odpowiedzieć tylko lektura tej książki ;)

Powieść czytało mi się dobrze. Częste odniesienia do gier nadają lekturze szczególnego kolorytu. Choć fabuła na pierwszy rzut oka nie porywa, to podział książki na kilkukartkowe rozdziały sprawia, że czyta się ją bardzo szybko. Kilkakrotnie zdarzało mi się, że przerwałam czytanie sporo później niż planowałam.

Jak na książkę sensacyjną przystało, Hak jest pełen zaskakujących zwrotów akcji, które burzą wszystkie teorie zarówno czytelnika, jak i agenta Cortego. Deaver cały czas myli tropy, obraca wszystko o sto osiemdziesiąt stopni i co rusz wpuszcza czytelnika w maliny, aby na końcu rozłożyć ręce i powiedzieć: „No, a tego to się zupełnie nie spodziewaliście.”
Dla każdego, kto tak jak ja, lubi książki, w których pełno jest zwrotów akcji i trudno jest cokolwiek przewidzieć, Hak będzie doskonałym umileniem wieczoru. Należy tyko uważać, aby ten wieczór nie przemienił się niespodziewanie w noc ;) Jako odprężającą i niewymagającą lekturę serdecznie polecam.

*nie planszowych, raczej z ogólnej teorii gier (edit 07.07.2011)
**stąd tytuł
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i S-ka.

sobota, 2 lipca 2011

Maite Carranza: Przekleństwo Odi

Informacje ogólne
Wydawca: Jaguar
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 350
Wymiary: 135 x 205 mm
ISBN: 978-83-60010-79-2
Trylogia Wojna czarownic (tom 3)
Tytuł oryginału: La maldicion de Odi
Tłumaczenie: Marcin Sarna

Ocena
ocena ogólna: 4-/6
fabuła: 4-/6
stopień wciągania: 4+/6
uczucie własne: 4=/6

Przekleństwo Odi to ostatni tom trylogii Wojna czarownic. Książkę czytało mi się dobrze, ale zdecydowanie słabiej niż poprzednią część. Akcja rozpoczyna się dokładnie w momencie zakończenia poprzedniego tomu. Przekleństwo Odi z powrotem przenosi nasz w teraźniejszość, gdzie krwiorwiorzercze Odisz chcą dopaść Dianę. Zakończenie zaś definitywnie zamyka losy wybranki.

[osoby przed lekturą poprzedniej części proszone są o nie czytanie tego akapitu]
Okazuje się, że Selene myliła się co do Gunara. Dla niego zabicie wilczycy było aktem zemsty za śmierć córeczki i ukochanej. Gunar wcale nie chciał wydać ich w ręce swojej Lodowej Damy i to dążenie Selen na północ spowodowało dalsze komplikacje. Selen jest przekonana, że Gunar nadal kłamie, zaś jego celem jest dostarczenie Anaid matce. Ich córka ma co do tego odmienne zdanie.
Anaid nie bardzo wie, co powinna zrobić. Jest zafascynowana światem Odisz, chce czerpać garściami z życia, choć z drugiej strony zdaje sobie sprawę, że jest wybranką i mam w związku z tym obowiązki. Jej dążenie do odzyskania względów Rocka komplikuje i tak już skomplikowaną sytuację. W tym czasie zaś Odisch i Omar szykują się do decydującego starcia. Jak wybranka wpłynie na losy tej bitwy?

[dalej już dla wszystkich]
Książkę czytało mi się dobrze, niestety tylko dobrze. Nie spisuję autorki na straty, ale mocno bym się zastanawiała przed sięgnięciem po kolejną jej książkę. Bo o ile przygody Selene pasjonowały, to perypetię jej córki powodują co najwyżej zadziwienie i ciekawość co też ona jeszcze wymyśli i zrobi nie tak. Polecam bardzo umiarkowanie.

Książkę czytałam na czytniku.

czwartek, 30 czerwca 2011

Podsumowanie czerwca 2011

W czerwcu opisałam sześć książek. Z czego jedna była audiobookiem pozostałe zaś to książki recenzenckie. Można więc powiedzieć, że było to bardzo recenzencki miesiąc ;) Jednak książką miesiąca zostaje właśnie rodzynek, czyli Której imię wymazano, choć Green był nie dużo w tyle.

Czerwiec okazał się bardzo skąpy w recenzje. Nie dosyć, że w sumie mało przeczytałam (dziesięć książek jeżeli się oprzeć na datach ocenienia w biblionetce), to na dokładkę miałam utrudniony dostęp do komputera (mówię tu oczywiście o dostępie prywatnym). A wszystko to przez remont. Tak remont, bynajmniej nie przez oczy, bo wychodzi na to, że oczy mnie bolały także przez remont...
Kiedy po skończeniu leczenia kropelkami i cackania się z nimi przez cały czas, okazało się, że wszystko zaczyna się od początku, uciekłam z domu. Można powiedzieć, że dosłownie ;) bo decyzję podjęłam w ciągu 15 minut po upewnieniu się, że ciocia przyjmie mnie do siebie na czas remontu. I tym sposobem od dwóch tygodni z małych hakiem mieszkam u cioci, gdzie niestety nie mam ani komputera ani netu :(
Utrudniło mi to także wysłanie zakładek, bo początkowo wogóle ich z domu zapomniałam, potem zaś miałam problemy z ustaleniem która gdzie mam wysłać. Tak więc przepraszam, ale jeszcze ich nie wysłałam. Najpóźniej zrobię to w przyszłym tygodniu.

wtorek, 28 czerwca 2011

Jennifer Estep: Ukąszenie pająka

Informacje ogólne
Wydawca: Dwójka bez sternika
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 320
Wymiary: 205 x 135 mm
Cykl: Pająk (tom 1)
Tytuł oryginału: Spider's Bite
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz

Ocena
ocena ogólna: 5-/6
fabuła: 4+/6
stopień wciągania: 5/6
uczucie własne: 5/6

Kiedy pani Joanna z wydawnictwa Dwójka bez sternika zaproponowała mi recenzję tej książki, w pierwszym odruchu chciałam odmówić. Nie wiem dlaczego sądziłam, że jest to romans paranormalny, do którego ostatnio jakoś mnie nie ciągnie. Kiedy jednak dowiedziałam się, że Ukąszenie pająka jest kryminałem umieszczonym w magicznym świecie, postanowiłam zapoznać się z tą książką.

Ukąszenie pająka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Po około 100 stronach powieść tak mnie wciągnęła, że nie oderwałam się od niej do samego końca. Co gorsza zakończenie jest taki, że człowiek od razu chciałby sięgnąć po kolejny tom, co niestety jest niewykonalne, bo premiera Ukąszenia pająka jest dopiero jutro, więc na następną część przyjdzie mi zapewne kilka miesięcy poczekać :(

Ukąszenie pająka to kryminalne urban fantasy osadzone w świecie, w którym obok siebie żyją ludzie, krasnoludy, olbrzymy i wampiry. Przedstawiciel każdej z ras może władać magią żywiołów (ogień, powietrze, kamień, lód) lub jedną z magii pochodnych. Krasnoludy i wampiry są długowieczne, te ostatnie (jak na uczciwe wampiry przystało) żywią się krwią. Znaczną ich część mocno kręci seks, dlatego tez większość prostytutek to wampirki.
Cała akcja powieści dzieje się w mieście Ashland, które jest trzymane w garści przez Mab Monroe. Mab posiada silna magię ognia i oficjalnie jest bogatą przedsiębiorczynią. W rzeczywistości jest bezwzględną przestępczynią, która nie brzydzi się ubrudzić swoich rąk. Mab pozostaje jednak bezkarna, bo zarówno policja, jak miejscy urzędnicy, siedzą jej w kieszeni.
Główna bohaterka książki jest Gin – płatna zabójczyni władająca silną magia kamienia i szczątkową lodu. Mimo jej zawodu, Gin jest postacią pozytywną i łatwo daje się polubić. To ona jest tytułowym Pająkiem, tak właśnie brzmi jej zawodowe przezwisko. Jak zwierze od którego wzięła przydomek jest cierpliwa i potrafi uważnie tkać swoja sieć, a potem spokojnie czekać na ofiarę.
Gin, mimo swej profesji, wyznaje swoisty kodeks honorowy: nie zabija dzieci ani zwierząt, nie torturuje, uśmierca szybko zadając ofierze jak najmniej bólu. Czasem wykonuje także zlecenia charytatywne, jeżeli cel zrobi coś naprawdę ohydnego.
W ciągu dnia Pająk przeobraża się w kucharkę. Bo o ile zabijanie to jej sposób zarabiania na życie, to gotowanie jest jej pasją. W książce mamy nawet jeden przepis, który tak mnie zaciekawił, że postanowiłam go wykorzystać, jak tylko uda mi się znaleźć dynię w puszce albo chociaż jakiś mus z tego warzywa.

Gin jest osobą skrzywdzoną przez los. W dzieciństwie, w tragicznych okolicznościach, straciła matkę i dwie siostry. Jej pośrednik, były płatny zabójca, przygarną ją z ulicy i wychował jak córkę. Dziewczyna do tej pory nie może sobie poradzić z przeżytą traumą i wielokrotnie koszmar wraca do niej w snach. Pająk chętnie by się zemścił na sprawcy swego nieszczęścia, niestety jednak nie wie, kim on jest.
Ta książka nie jest jednak o poszukiwaniu sprawcy zbrodni z przeszłości. Osią fabuły jest zemsta na zleceniodawcy Pająka, który oszukał ją w tragiczny dla niej sposób. Do sprawy włącza się jedyny uczciwy policjant w mieście, który pała żądzą zemsty na Gin za to, że ta zabiła jego partnera. Z każdym krokiem sprawy gmatwają się bardziej i trudno przewidzieć jak to wszystko się skończy. I choć finał jest miły czytelnikowi, to na koniec autorka dokłada fragment, po którym chciałoby się już i natychmiast sięgnąć po następną część, tylko niestety książki brak :(

Ukąszenie pająka czytało mi się bardzo dobrze. Książka jest wciągająca i oparta na ciekawej intrydze. Wprowadzenie w magię świata jest umiejętnie wplecione w fabułę i nie powoduje niepotrzebnych przestojów. Książka jest warta polecenia każdemu, kto lubi kryminał z magicznym tłem lub urban fantasy.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Dwójka bez sternika.

niedziela, 26 czerwca 2011

Simon R. Green: Coś z Nightside

Informacje ogólne
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 224
Wymiary: 125 x 195 mm
Cykl: Nightside (tom 1)
Tytuł oryginału: Something from the Nightside
Tłumaczenie: Mateusz Repeczko

Ocena
ocena ogólna: 5/6
fabuła: 4+/6
stopień wciągania: 5/6
styl narracji: 6/6
uczucie własne: 5+/6

Kojarzycie takie stare filmy z prywatnymi detektywami w nieodłącznych prochowcach? Właśnie taki obraz pojawił mi się przed oczyma, kiedy zaczęłam czytać tę książkę. Skojarzenie to przywołał bardzo szczególny styl narracji, którym pisana jest ta książka i który bardzo mi się podoba. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, narratorem jest John Taylor - prywatny detektyw, który ma dar odnajdywania każdej rzeczy czy osoby, niezależnie od tego, czy ona chce zostać odnaleziona.

Książka zaczyna się w momencie, w którym do Johna przychodzi Joanna - zrozpaczona matka, której córka uciekła z domu i w żaden sposób nie można jej znaleźć. John jest jej ostatnią deską ratunku, dlatego kobieta jest skłonna zapłacić każdą sumę, aby tylko udało się odnaleźć córkę.
Okazuje się, że trop prowadzi do Nightside – tajemniczego, ukrytego, mrocznego serce miasta, przepojonego złem odbicia Londynu. Nightside to miejsce w którym cały czas panuje noc, spokój i bezpieczeństwo to niezrozumiałe słowa, każdy może liczyć tylko na siebie, a przyjacielem jest ten, kto za często nie próbuje nas zabić. W Nightside nic nie jest tym, czym się wydaje, i choćbyśmy nie wiem jak chcieli, naprawdę nikomu nie można tam ufać.

John Taylor urodził się i wychował w Nightside. W tym mieście w mieście każdy go zna, a przynajmniej każdemu tak się wydaje. John ma dar, dzięki któremu może znaleźć dowolną rzecz, a także zrobić o wiele więcej. W Nightside Taylor wzbudza szacunek, jego mroczna sława poprzedza każdy jego krok, tak, że nawet demony ustępują mu z drogi. Tożsamość jego matki okrywa tajemnica, tak że jest on jedną z zagadek Nightside.
Pięć lat temu John uciekł z Nightside. Uciekł przed sobą, przed tym czym zaczął się stawać, miał dość wiecznego krycia się przed tajemniczymi prześladowcami, którzy od zawsze próbowali go zgładzić. Kiedy jednak zgodził się odnaleźć córkę Joanny i prowadził ją w noc, miał wrażenie, że wraca do domu. Nightside przywitało go oczywiście odpowiednio do swojej reputacji...

Coś z Nightside bardzo mi się podobało. Przygody Joanny i Johna Taylora były interesujące, ale tym, za co pokochałam tę książkę, jest styl narracji. Sposób w jaki napisana jest ta książka jest po prostu genialny! Ja się w nim zakochałam i już. Zakończenie było ciekawe i trzeba przyznać, że zaskakujące. Ze względu na nie, bardzo ciekawa jestem następnej części, którą na szczęście mam także na półce i po którą na pewno sięgnę w najbliższym czasie.
Wszystkich lubiącym mroczne i magiczne miejsca, oraz detektywów w stylu retro, bardzo serdecznie zachęcam do lektury tej książki. Narracja jest genialna, zaś fabuła ciekawa. Po prostu bardzo serdecznie polecam :).

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Fabryka Słów.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...