czwartek, 7 kwietnia 2011

Karina Pjankowa: Z miłości do prawdy

Informacje ogólne
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 520
Wymiary: 125 x 205 mm
ISBN: 978-83-7574-294-7
Cykl: Z miłości do prawdy (tom 1)
Tytuł oryginału: Из любви к истине
Tłumaczenie: Ewa Skórska

Ocena
ocena ogólna: 5=/6
fabuła: 4+/6
stopień wciągania: 5/6
styl narracji: 5+/6 i 3/6 (dialogi)
uczucie własne: 5/6

Zbieram się do napisania tej recenzji od ponad tygodnia i zebrać się nie mogę. Wszystko przez to, że mam dość mieszane uczucia co do tej książki, a szczególnie do jej stylu narracji. Z jednej strony ksiażka bardzo mi się podobała, a z drugiej miałam czasem ochotę zgrzytać zębami. Ale może po kolei.

Z miłości do prawdy opowiada o śledczej Straży Królewskiej miasta Illeny, stolicy Erolu, Rinnelis Tyen. Jest ona osobą bardzo skrupulatną, całkowicie nieprzekupną i nie ulegającą naciskom. Z tego też powodu zostaje wyznaczona do śledztwa w sprawie zabójstwa córki księcia Ayrela, w którym głównym podejrzanym jest pewien kahe (rasa nieludzia).
Kahe okazuje się twardym orzechem do zgryzienia i trudno jest zmusić go do złożenia zeznań. Właściwie śledczej pomaga przypadek, potem zaś wydarzenia toczą się całkiem niespodziewanym torem.

Styl narracji tej książki jest strasznie nierówny. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, ale narratorzy się zmieniają. Najczęstszym narratorem jest śledcza, ale spora część osób, z którymi się spotyka, dostaje także swoje kilka akapitów. Ten sposób narracji bardzo mi się podobał, poszczególne fragmenty zachodzą na siebie czasowo, więc czytelnik częstokroć ma szansę zobaczyć jedno wydarzenie oczyma więcej niż jednej postaci.
Z drugiej strony dobiły mnie dialogi. Jest w nich strasznie dużo niepotrzebnych wtrętów. Na przykład:
-Kiedy się poznali? - przeszłam do rzeczy.*
-Dziękuję, możesz odejść - zakończyłam rozmowę.*
W części dialogów jest mnóstwo tego nadmiaru i właśnie w takich momentach zgrzytałam zębami. To zmienianie narratorów jest takie fajne, ale te dialogi psują odbiór całości :(

Podoba mi się postać śledczej, która okazuje się nie do końca taka, jaka wydaje się być na początku. Poznajemy ją jako żmiję, zimnego gada, który zrobi wszystko, aby rozwiązać sprawę. Później dopiero okazuje się kim naprawdę jest...

Rinnelis Tyen była wyjątkową żmiją – tak brzmiała opinia każdego, kto miał okazję rozmawiać z nią choćby dziesięć minut. Wręcz niewiarygodne, że taka mieszanka uporu, niezachwianej pewności o własnej racji, lodowatej obojętności i sadyzmu może się pomieścić w istocie płci żeńskiej, która niedawno skończyła dwadzieścia lat. A wszystkie te cechy były uzupełnione idealną znajomością prawa i potężnym darem magicznym.
[..]
Pisanie skarg na Rinnelis Tyen było zupełnie beznadziejną sprawą – zawsze działała w sposób absolutnie poprawny, nigdy nie naruszała litery prawa, nigdy nikomu nie pobłażała. Tam, gdzie należało dokonać wyboru między wymogami moralności i prawa, lare Tyen bez wahania wybierała prawo. Nawet, gdy miała absolutną pewność, że naruszenie prawa zadośćuczyni zwykłej ludzkiej sprawiedliwości i nikt się o niczym nie dowie, lare nigdy nie łamała prawa. Czasem wydawało się, że nie jest żywym człowiekiem, lecz jakimś potwornym mechanizmem, który wykonuje swoje zadania, nie odczuwając żadnych emocji.
*

Fabuła mi się bardzo podobała, choć brakowało mi jakiegoś wprowadzenia do przedstawianego świata. Niby jakieś wprowadzenie było, ale długo czułam, że ja tak naprawdę nie wiem o co w tym świecie chodzi i nadal nie czuję się usatysfakcjonowana uzyskanymi informacjami. Akcja jest dobrze prowadzona i nie ma dziur, ale chciałabym, żeby książka skończyła się na pięćsetnej stronie (nie, nie zaglądajcie na nią, bo sobie zepsujecie całą zabawę), bo zakończenie mi się bardzo, ale to bardzo nie podoba. Właśnie ono jest dla mnie głównym minusem fabuły.

Z miłości do prawdy jest, podobnie jak poprzednia książka autorki, powieścią humorystyczną. Czytelnik śmieje się z sytuacji i przemyśleń bohaterów (szczególnie z konfrontacji myśli jednych osób z myślami drugich). Niestety Prawa i powinności są książka sporo lepszą. Mam jednak nadzieję, że kolejne książki autorki dorównają jej debiutowi. W każdym razie ja na pewno zamierzam je przeczytać, bo bardzo odpowiada mi humor Pjankowej.

Książkę polecam osobą lubiącym się pośmiać przy lekturze i umiejącym przymknąć oko na niedopracowane dialogi. I może należy ją czytać przed Prawami, aby mieć mniejsze wymagani i cieszyć się tym co jest, nie zaś żałować, że nie jest tak dobrze, jak mogło.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Fabryka Słów.
*strony (w kolejności) 60, 61, 11-14

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...