Chyba nigdy jeszcze przeczytanie jednej książki nie zajęło mi ponad dwóch miesięcy, kiedy miałam czas czytać. Od momentu rozpoczęcia
Gry o tron, do chwili jej zakończenia, przeczytałam osiemnaście innych książek i wysłuchałam jedenastu. Poza chwilami, kiedy ją zaczynałam (bo byłam pełna zapału) i kończyłam (bo chciałam już wreszcie, aby nade mną nie wisiał), nie byłam w stanie przeczytać naraz więcej niż dwóch rozdziałów...
Właściwie to nie do końca wiem dlaczego czytanie tej książki szło mi aż tak źle. Chyba winą jest styl narracji. Powieść podzielona jest na dość krótkie rozdziały, każdy z nich opowiada o zdarzeniach z punktu widzenia innego bohatera, co daje efekt taki, że czytelnik przeskakuje ciągle z wątku na wątek, bo częstokroć następują po sobie rozdziały o bohaterach z różnych wątków. I wyglądało to tak, że kiedy wątek zaczynał mnie wciągać, to kończył się rozdział i zmieniał wątek, a potem znów, i zwykle niestety wcale nie na poprzedni... Sytuacja była dla mnie mało komfortowa i zapewne dlatego czytanie szło mi kiepsko.
Choć
Gra o tron należy do fantastyki, jest w niej stosunkowo mało magii i dziwnych istot. Główną osią fabuły jest walka o władzę nad królestwem. Wydarzenia poznajemy z punktu widzenia wielu bohaterów i każdy z nich jest najważniejszą postacią swojego rozdziału, nie istnieje natomiast główny bohater całej powieści, choć można powiedzieć, że Eddard Stark - lorda Winterfell jest katalizatorem większości wydarzeń.
Każdy z kluczowych bohaterów da się, mnie lub bardziej, lubić, choć nie wszyscy stoją po tej samej stronie barykady. Postacią, którą polubiłam najbardziej jest Arya - córka Eddarda Starka, ale także Jon (jego nieślubny syn), Daenerys (córka obalonego wiele lat temu króla) i Tyrion (karzeł - brat królowej) zyskali dużo mojej sympatii.
W prologu poznajemy zabójcze istoty zwane Innymi, których wątek zapewne zostanie rozwinięty w dalszych częściach cyklu, jednak w
Grze o tron pojawiają się później chyba tylko raz. Na początku książki poznajemy Eddarda Starka i jego dzieci (prawie każde z nich odegra potem swoją rolę w wydarzeniach). Król Robert, przyjaciel Eddarda z młodzieńczych lat, postanawia uczynić go swoim namiestnikiem, ku niezadowoleniu swojej żony. Początkowo Eddarda chce odmówić, ale w końcu się zgadza "dla dobra królestwa"... w tym momencie na dobre rozpoczyna się gra...
Podsumowując,
Gra o tron była dobra, ale w moim odczuciu tylko dobra. Zapewne sięgnę po następną część, ale nie teraz, może za jakiś miesiąc czy dwa. Prawda, że zakończenie ostatniego rozdziału było bardzo intrygujące, ale nie aż tak, aby już i natychmiast dopadła kolejnego tomu, szczególnie że jest on jeszcze dłuższy (na czytniku ponad 1,7 tys stron do 1465
Gry) i jeżeli go będę czytać w podobny sposób, to pewnie znów mi zejdzie z 2 miesiące...
Książkę czytałam na czytniku.