sobota, 2 kwietnia 2011

Amy Chua: Bojowa pieśń tygrysicy

Informacje ogólne
Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 280
Wymiary: 125 mm x 195 mm
ISBN: 978-83-7648-644-4
Tytuł oryginału: Battle Hymn of The Tiger Mother
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska

Ocena
ocena ogólna: 5/6
stopień wciągania: 5/6
uczucie własne: 5/6

Zapragnęłam zapoznać się z tą książką po przeczytaniu fragmentu:
Jest to opowieść o matce, dwóch córkach i dwóch psach. A także o Mozarcie i Mendelssohnie, fortepianie i skrzypcach oraz tym, jak znaleźliśmy się w Carnegie Hall. To miała być historia o tym, że chińscy rodzice umieją lepiej wychowywać dzieci niż rodzice zachodni. Ale skończyło się na opowieści o gorzkim zderzeniu kultur, ulotnym posmaku zwycięstwa i trzynastolatce, która zapędziła mnie w kozi róg.
Jestem zadowolona ze swojego wyboru. Książkę czytało mi się bardzo dobrze i żałuję tylko, że nie jest grubsza, bo niestety udało mi się spędzić w jej towarzystwie tylko cztery godziny :(

Bojowa pieśń tygrysicy to autobiografia Amy Chua - córki chińskich emigrantów, żony białego Żyda i matki dwóch córek: Sophii i trzy lata młodszej Louisy zwanej Lulu. Akcja powieści dzieje się w Stanach Zjednoczonych w latach 1996 - 2009, czyli od momentu skończenia przez Sophię 3 lat.

Amy rozróżnia dwa sposoby wychowania chiński i zachodni (co nie oznacza, że Amerykanin nie może być chińską matką, zaś Chinka rodzicem zachodnim) i według tej pierwszej metody postanowiła wychować swoje córki. W przypadku starszej córki zamiar udało jej się wprowadzić w życie. Młodsza okazała się ulepiona z zupełnie innej gliny.

Według Guardian jest to najbardziej kontrowersyjnych książek 2011 roku, z czym, przynajmniej w kontekście Polski, trudno się zgodzić. Może dla Amerykanów ona rzeczywiście taka jest, ale mnie chińska matka jakoś szczególnie nie szokuje. Uważam, że Amy dobrze wychowywała Sophię, bo ten typ wychowania pasował do jej osobowości i źle postępowała z Lulu. Pierwszym jej (przynajmniej z opisanych) błędem było postawienie trzyletniej Lulu ultimatum, którego ona jako matka nie umiała wypełnić. Amy pisze, że była to jej pierwsza przegrana, ale wojna dopiero się rozpoczynała, moim zdaniem to był pierwszy krok w drodze do przepaści, a przynajmniej zaprzepaszczeniu chińskiej metody w przypadku Lulu.

Według Amy chińska metoda wychowania polega na wymaganiu od dziecka najlepszych wyników w nauce, całkowitego zawierzenia rodzicom i wykonywania ich wszystkich poleceń. Ten model nie przewiduje nagród ani publicznego chwalenia, zakłada zaś wielką krytykę w przypadku małej porażki. Amy pisze, że ma to jakoby udowodnić dziecku, że jest w stanie zrobić to, czego od niego żądają rodzice, że jest w stanie wygrać. O ile metoda sprawdza się nieźle w przypadku osiągania sukcesów, bo nie pozwala osiadać na laurach, o tyle w sytuacji porażki nie sprawdza się zupełnie.
W przypadku Lulu Amy co jakiś czas łamała założenia tej metody, próbując ją czasem przekupić. Moim osobistym zdaniem Amy o wiele więcej osiągnęłaby z Lulu wychowując ją innymi metodami, choć ja oczywiście nie jestem ekspertem, bo jedynym stworzeniem które wychowałam jest pies.

Bojowa pieśń tygrysicy jest książką dobrze napisaną, którą czyta się bardzo przyjemnie. Można z niej wyczytać, że surowe wychowanie nie zawsze jest złe (Sophia), ale także nie zawsze się sprawdza (Lulu). Z drugiej strony bycie chińską matką wymaga bardzo wielu wyrzeczeń i spędzanego z dziećmi czasu i może tego akurat zachodni rodzice powinni się od Amy nauczyć.
Każda metoda wychowania ma swoje wady i zalety, zaś wychowując surowo należy być konsekwentnym. Metodę należy dostosować indywidualnie do każdego dziecka, co Amy niestety się nie udało. Uważam, że popełniła ona wiele błędów (sporo w samych założeniach), co bynajmniej nie odbiera uroku lekturze jej autobiografii. Myślę, że warto przeczytać jej książkę, chociażby po to, aby choć przez chwilę zastanowić się nad problemem wychowywania dzieci i zobaczyć, że przekonanie rodzica o własnej słuszności może być bardzo złudnym uczuciem.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i S-ka.

2 komentarze:

  1. Bardzo analitycznie podeszłaś do tej książki:). Ech, gdyby tak sie dało przed faktem (a nie po fakcie) określić charakter dziecka i dopasować metody wychowawcze. Ja tak niestety nie potrafię:(.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja rozumiem, że nie da się wcześniej określić charakteru dziecka, ale mimo to uważam, że Amy mogła się wcześniej zorientować, że trzeba zmieniać metody, szczególnie, że rodzina jej to sugerowała. Ale jak pisałam nie jestem ekspertem, wychowałam tylko psa :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...