Jakiś czas temu przeczytałam sporo książek Pilipiuka i generalnie mi się podobały, może bardziej cykl "Kuzynki" niż ten o Wędrowyczu, ale ogólnie było nieźle. Dlatego też poprosiłam o książkę Wampir z M-3. Cóż, nie było źle, ale bardzo dobrze też nie było. Można by powiedzieć, że momentami to było tak głupie, że aż śmieszne.
Książka opowiada o przygodach grupki polskich wampirów mieszkających w PRL-owskiej Warszawie. Do ich grona dołączyła właśnie Gosia - osiemnastolatka, która sześć miesięcy wcześniej powiesiła się ponieważ jej chłopak jej nie chciał i chodził z nią tylko z powodu układów jej ojca. Od starszych "krewniaków" dowiaduje się, że nie wszystkie mity o wampirach są prawdziwe: nie są one nadludzko silne, zaś przemiana następuje nie na skutek ugryzienia, ale z nieustalonych powodów jakiś czas po śmierci.
Życie Wampira pod rządami komunistów nie jest usłane różami. Co prawda ofiar w dużym mieście pod dostatkiem, ale deficytowa dieta odbija się na smaku krwi, dlatego też warto polować na ludzi lepiej odżywionych. I trzeba pamiętać, aby za dużo nie wypić, bo lepiej nie narażać się na śledztwo w sprawie morderstwa.
Trudno napisać o czym właściwie jest ta książką, bo moim zdaniem nazwanie jest powieścią jest sporą nadinterpretacją. Co prawda ma rozdziały, ale moim zdaniem jest to raczej zbiór opowiadań połączonych postaciami bohaterów i ułożonych w porządku chronologicznym. Nie istnieje oś fabularna łącząca całość książki, jest zaś kilka kolejnych wątków, które przewodzą kolejnym opowieścią. Myślę, że trochę lepiej odebrałabym tę książkę, gdybym od początku wiedziała, że jest to raczej zbiór opowiadań, a nie powieść, no, ale przepadło. Wy w każdym razie bądźcie ostrzeżeni ;)
Generalnie książka była niezła, można się było trochę pośmiać, czasem lekko załamać, kiedy indziej zaś na poważnie zastanowić, czy rzeczywiście w opisany sposób wyglądała PRL-owska Warszawa? Historykiem nie jestem, o tamtych czasach zaś nikt mnie w szkole nie uczył, więc nie mam pojęcia, ale wygląda to dość surrealistycznie, choć nie twierdzę bynajmniej że fałszywie.
Wszystkim miłośnikom prozy Pilipiuka, a szczególnie cyklu o Wędrowyczu (który się zresztą w Wampirze epizodycznie pojawia) książkę z polecam. Pozostałym miłośnikom fantastyki już raczej umiarkowanie, aczkolwiek można się trochę przy niej pośmiać :)
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Fabryka Słów.
Książka opowiada o przygodach grupki polskich wampirów mieszkających w PRL-owskiej Warszawie. Do ich grona dołączyła właśnie Gosia - osiemnastolatka, która sześć miesięcy wcześniej powiesiła się ponieważ jej chłopak jej nie chciał i chodził z nią tylko z powodu układów jej ojca. Od starszych "krewniaków" dowiaduje się, że nie wszystkie mity o wampirach są prawdziwe: nie są one nadludzko silne, zaś przemiana następuje nie na skutek ugryzienia, ale z nieustalonych powodów jakiś czas po śmierci.
Życie Wampira pod rządami komunistów nie jest usłane różami. Co prawda ofiar w dużym mieście pod dostatkiem, ale deficytowa dieta odbija się na smaku krwi, dlatego też warto polować na ludzi lepiej odżywionych. I trzeba pamiętać, aby za dużo nie wypić, bo lepiej nie narażać się na śledztwo w sprawie morderstwa.
Trudno napisać o czym właściwie jest ta książką, bo moim zdaniem nazwanie jest powieścią jest sporą nadinterpretacją. Co prawda ma rozdziały, ale moim zdaniem jest to raczej zbiór opowiadań połączonych postaciami bohaterów i ułożonych w porządku chronologicznym. Nie istnieje oś fabularna łącząca całość książki, jest zaś kilka kolejnych wątków, które przewodzą kolejnym opowieścią. Myślę, że trochę lepiej odebrałabym tę książkę, gdybym od początku wiedziała, że jest to raczej zbiór opowiadań, a nie powieść, no, ale przepadło. Wy w każdym razie bądźcie ostrzeżeni ;)
Generalnie książka była niezła, można się było trochę pośmiać, czasem lekko załamać, kiedy indziej zaś na poważnie zastanowić, czy rzeczywiście w opisany sposób wyglądała PRL-owska Warszawa? Historykiem nie jestem, o tamtych czasach zaś nikt mnie w szkole nie uczył, więc nie mam pojęcia, ale wygląda to dość surrealistycznie, choć nie twierdzę bynajmniej że fałszywie.
Wszystkim miłośnikom prozy Pilipiuka, a szczególnie cyklu o Wędrowyczu (który się zresztą w Wampirze epizodycznie pojawia) książkę z polecam. Pozostałym miłośnikom fantastyki już raczej umiarkowanie, aczkolwiek można się trochę przy niej pośmiać :)
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Fabryka Słów.
Jakoś tak mnie do tej pozycji nie ciągnie :) Może jak kiedyś na nią gdzieś trafię to się skuszę, ale nie będę szukać specjalnie.
OdpowiedzUsuńI mnie ta pozycja zawiodła, oczekiwałam wieeele więcej.
OdpowiedzUsuńAle teraz czytam bardozej poważny zbiór opowiadań Pilipiuka, i jak na razie jest o niebo lepiej :D
Czaję się na tę książkę od jakiegoś czasu. W końcu ją kupię, jak wpadnę w grosz :D
OdpowiedzUsuńa ja pozwolę sobie się z Tobą nie zgodzić. Książka naprawdę jest fajna. Może chodzi o to, że trzeba wiedzieć jak było w kochanym PRL-u żeby się w nią dobrze wczuć.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Kiedyś chciałam ją przeczytać, później po wielu przeczytanych opiniach zrezygnowałam, potem znów dopisałam do listy, a teraz ponownie nie mam ochoty jej czytać.
OdpowiedzUsuńChyba najlepiej zrobię, jśli przeczytam i wyrobię sobie własną opinię :)
Pozdrawiam!
Ja to odebrałam, jakby Pilipiuk chciał napisać książkę, ale nie wiedział o czym, więc wrzucił sprawdzone wątki, osoby i inne takie z innych swoich utworów, ale okazało się, że to wcale nie odniosło takiego efektu, jakiego się spodziewał ;). Przeczytałam naprawdę dużo książek Pilipiuka, a ta była dla mnie powtórką zdecydowanej większości z nich. Rozczarował mnie i to bardzo. Bo niby miło się czytało, ale pozostawiło po sobie niesmak...
OdpowiedzUsuńCzytałam i mnie bardziej się podobała :) Ale może to i dlatego, że poza tą Pilipiuka czytałam tylko 3 tomy Oka Jelenia, także wszystko jeszcze przede mną :)
OdpowiedzUsuńPilipiuka lubię, choć kiedyś przedawkowałam sobie Wędrowycza, aż mi się czkawką odbijał.
OdpowiedzUsuńA "Wampirów" chyba nie ruszę, bo mam dziwne, niczym nie uzasadnione wrażenie, że Pilipiuk na fali wampiromanii popłynął, no, niechby nawet chciał nieco wykpić modę, ale i tak nie chcę po to sięgać.
Silaqui, "2586 kroków"? Niezłe to było :)
OdpowiedzUsuńKsiążkoholiczka może jest tak jak mówisz. Ja jestem rocznik 1984 więc pamiętam tylko końcówkę PRL-u, a i to jak przez mgłę.
Alina, ja takiego wrażenia nie odniosłam, ale może ja jeszcze za mało jego książek przeczytałam ;)
Agnes, chyba każde wykpiwanie czegoś popularnego jest swego rodzaju sposobem na zarobienie kasy na tej modzie ;)
Przede wszystkim - nie ma Wędrowycza, którego jak lubię, tak czasem mam dość :)
OdpowiedzUsuń"Historykiem nie jestem, o tamtych czasach zaś nikt mnie w szkole nie uczył, więc nie mam pojęcia, ale wygląda to dość surrealistycznie, choć nie twierdzę bynajmniej że fałszywie." Rozczulił mnie ten cytat. Na Twój sympatyczny blog trafiłam przypadkiem i wnioskuję, że musisz być bardzo młodą osobą w przeciwieństwie do mnie. Wampira przeczytałam z rozrzewnieniem właśnie dlatego, że bardzo realistycznie (pomijając,rzecz jasna, wampiry & company)oddał atmosferę tamtej Warszawy. Świetnie oddana atmosfera starej Pragi. Nawiasem mówiąc mój syn opowieści o PRL-u też słucha jak bajek. Pozdrawiam Gosia (i na imię mam jak główna bohaterka)
OdpowiedzUsuńZ PRL-u pamiętam kartki. Ale są to wspomnienia bardzo urywkowe i mgliste. Trudno się temu dziwić skoro w czasie Okrągłego Stołu miałam pięć lat.
OdpowiedzUsuńWięc to naprawdę tak wyglądało? To rzeczywiście brzmi jak bajka.