Znacie to uczucie, kiedy zaczynacie czytać książkę i macie wrażenie, że chyba już ją czytaliście? To wrażenie towarzyszyło mi prawie od samego początku, aby po jakimś czasie przerodzić się w pewność. I nawet wiedziałam, do jakiej grupy ludzi trafi w finale nasz bohater, ale że z wydarzeń pamiętałam tylko tyle, to postanowiłam słuchać dalej...
Książka opowiada o przyszłej Ziemi, której mieszkańcy dzielą się na 7 grup intelektu: szóstacy mają najmniej rozumu, najmądrzejsi zaś są zerowcy. Ludzie wszelkie swoje potrzeby zaspokajają dzięki punktom, dzielą się ona na czerwone (tych każdego miesiąca każdy dostaje tyle samo), zielone (otrzymują wszyscy proporcjonalnie do swojej klasy - czym niższa tym więcej) i żółte. Żółte punkty otrzymują tylko ci, którzy pracują w liczbie zależnej od stanowiska (chyba) i klasy. Za czerwone punkty można egzystować, zielone pozwalają żyć na jako takim poziomie, żółtymi zaś płaci się za towary luksusowe.
Większość zadań wykonują maszyny, dlatego większość ludzi nie pracuje, tylko nieliczni są zatrudniani (notabene przez kierownictwo Ziemi), aby robić to, czego maszyny zrobić nie mogą. W ten sposób pewne (ale także przymusowe) zatrudnienie mają tylko klasy 0, 1 i 2, trojacy zaś muszą martwić się już o swoje posady.
Jako efekt takiego systemu społecznego powstali lifterzy: ludzie ze stosunkowo wysoką rzeczywistą klasą, którzy jednak na kluczu (wskaźnik klasy, dowód osobisty i karta płatnicza w jednym) mają co najwyżej klasę czwartą, pomagający innym zweryfikować się na wyższą klasę (oczywiście w zamian za stosowną opłatę w punktach).
Główny bohater książki jest lifterem o rzeczywistej klasie zerowej. Jest mistrzem w swoim fachu i ze względu na małą ilość pracy i osiągane zyski przedkłada ją nad możliwość normalnej pracy, mimo ryzyka związanego ze swoim nielegalnym zajęciem. Kolejnym bohaterem, choć trochę bardziej drugoplanowym, jest lifter niższej klasy, który za dużą ilość żółtych zgodził się przetestować coś dla pewnej grupy ludzi. Ich spokojne życie dość nagle zostaje zburzone przez nieprzewidziane okoliczności...
Książkę słuchało mi się bardzo dobrze. I prawie do ostatniego momentu podobała mi się ogromnie, tylko niestety zakończenie jest jakieś takie, no nie podobało mi się i już. Gdyby finał był inny to pewnie byłoby 5+ (a może nawet 6?), tak zaś jest 5, ale w końcu to też bardzo dobra ocena :) Książkę serdecznie polecam, nie tylko miłośnikom science-fiction :)
W czasie słuchania tej książki naszła mnie tak ogólna refleksja na temat książek science-fiction sprzed kilkunastu lat. Dziwnie się współczesnemu człowiekowi, szczególnie takiemu obeznanemu trochę w sprawach około komputerowych, czyta niektóre fragmenty takich książek. W Limes inferior mamy na przykład malutkie krążki akustyczne mogące pomieścić jedno godzinne nagranie... tak... a my co mamy? mp3-ki mieszczące się w dłoni mogące pomieścić wiele dni, a nawet miesięcy muzyki... Nie pamiętam w tej chwili innych przykładów, ale jest tego dużo i praktycznie w każdej starszej książce tego typu można coś takiego znaleźć... No ale co zrobić, trzeba na to przymykać oczy, w końcu jest to konsekwencja konwencji gatunku, nie ma nic dziwnego w tym, że rzeczywistość przegania w pewnym momencie część pomysłów naukowej fikcji...
Książki słuchałam
Książka opowiada o przyszłej Ziemi, której mieszkańcy dzielą się na 7 grup intelektu: szóstacy mają najmniej rozumu, najmądrzejsi zaś są zerowcy. Ludzie wszelkie swoje potrzeby zaspokajają dzięki punktom, dzielą się ona na czerwone (tych każdego miesiąca każdy dostaje tyle samo), zielone (otrzymują wszyscy proporcjonalnie do swojej klasy - czym niższa tym więcej) i żółte. Żółte punkty otrzymują tylko ci, którzy pracują w liczbie zależnej od stanowiska (chyba) i klasy. Za czerwone punkty można egzystować, zielone pozwalają żyć na jako takim poziomie, żółtymi zaś płaci się za towary luksusowe.
Większość zadań wykonują maszyny, dlatego większość ludzi nie pracuje, tylko nieliczni są zatrudniani (notabene przez kierownictwo Ziemi), aby robić to, czego maszyny zrobić nie mogą. W ten sposób pewne (ale także przymusowe) zatrudnienie mają tylko klasy 0, 1 i 2, trojacy zaś muszą martwić się już o swoje posady.
Jako efekt takiego systemu społecznego powstali lifterzy: ludzie ze stosunkowo wysoką rzeczywistą klasą, którzy jednak na kluczu (wskaźnik klasy, dowód osobisty i karta płatnicza w jednym) mają co najwyżej klasę czwartą, pomagający innym zweryfikować się na wyższą klasę (oczywiście w zamian za stosowną opłatę w punktach).
Główny bohater książki jest lifterem o rzeczywistej klasie zerowej. Jest mistrzem w swoim fachu i ze względu na małą ilość pracy i osiągane zyski przedkłada ją nad możliwość normalnej pracy, mimo ryzyka związanego ze swoim nielegalnym zajęciem. Kolejnym bohaterem, choć trochę bardziej drugoplanowym, jest lifter niższej klasy, który za dużą ilość żółtych zgodził się przetestować coś dla pewnej grupy ludzi. Ich spokojne życie dość nagle zostaje zburzone przez nieprzewidziane okoliczności...
Książkę słuchało mi się bardzo dobrze. I prawie do ostatniego momentu podobała mi się ogromnie, tylko niestety zakończenie jest jakieś takie, no nie podobało mi się i już. Gdyby finał był inny to pewnie byłoby 5+ (a może nawet 6?), tak zaś jest 5, ale w końcu to też bardzo dobra ocena :) Książkę serdecznie polecam, nie tylko miłośnikom science-fiction :)
W czasie słuchania tej książki naszła mnie tak ogólna refleksja na temat książek science-fiction sprzed kilkunastu lat. Dziwnie się współczesnemu człowiekowi, szczególnie takiemu obeznanemu trochę w sprawach około komputerowych, czyta niektóre fragmenty takich książek. W Limes inferior mamy na przykład malutkie krążki akustyczne mogące pomieścić jedno godzinne nagranie... tak... a my co mamy? mp3-ki mieszczące się w dłoni mogące pomieścić wiele dni, a nawet miesięcy muzyki... Nie pamiętam w tej chwili innych przykładów, ale jest tego dużo i praktycznie w każdej starszej książce tego typu można coś takiego znaleźć... No ale co zrobić, trzeba na to przymykać oczy, w końcu jest to konsekwencja konwencji gatunku, nie ma nic dziwnego w tym, że rzeczywistość przegania w pewnym momencie część pomysłów naukowej fikcji...
Książki słuchałam
Nie widzę u Ciebie innych pozycji pod etykietą "Zajdel", a i ocena powyższej nie jest najgorsza, więc pozwolę sobie polecić moją ulubioną książkę tego autora - Cylinder van Troffa. Niewielkiej objętości, ale zrobiła na mnie ogrromne wrażenie.
OdpowiedzUsuńPosłusznie dorzucam do kolejki [taki co salutuje], ciekawe czy ją też już czytałam tylko nie pamiętem ;)
OdpowiedzUsuń