wtorek, 15 marca 2011

Terry Goodkind: Świątynia Wichrów

Informacje ogólne
Wydawca: Rebis
Rok wydania: 1999
Liczba stron: 712
Wymiary: 125 x 195 mm
ISBN: 978-83-7120-835-5
Cykl: Miecz Prawdy (tom 4)
Tytuł oryginału: Temple of the Winds
Tłumaczenie: Lucyna Targosz

Ocena
ocena ogólna: 4+/6
fabuła: 4+/6
stopień wciągania: 5=/6
uczucie własne: 4/6

Czwarty tom cyklu Miecz prawdy rozczarował mnie. Na początku dobiło mnie nietrzymanie się przez autora jakichkolwiek realiów, potem zaś nie podobało mi się zastosowane rozwiązanie. Całość uratowało trochę zakończenie, ale nie zmienia to faktu, że na tle innych tomów cyklu Świątynia Wichrów wypada słabo. Będę czytać kolejne tomy, ale wielki zapał już mi chyba minął.

Kolejne kraje poddają się imperium D'Hary. Do pałacu spowiedniczki zakrada się asasyn. Jagang wikła Richarda w zapętlone proroctwo, z którego nie ma wyjścia. Chcąc uratować przed śmiercią ludzi, Richard naraża się na zdradę Kahlan. Tymczasem nad światem wstaje czerwony księżyc - zapowiedź zagłady...

Na początku książka nie wciągnęła mnie tak jak poprzednie tomy, bo mało opisywała poczytania Richarda, a dużo Kahlan, a mnie bardziej podobają się jego przygody. Potem doszłam do momentu, w którym miałam ochotę rzucić czytnikiem o ścianę, albo walnąć nim kogoś, najlepiej autora. Powstrzymałam emocję, bo szkoda czytnika, ale jak można coś takiego wymyśleć?!
Richard jest władcą D'Hary. Od iluś pokoleń władza lorda Rahla jest absolutna, ludzie się nawet do niego modlą! Rahl Posępny ścinał ludzi za to, że płatek upadł w grobowcu jego ojca, a teraz autor pisze coś takiego. Nie, to naprawdę było straszne przegięcie...
Na początku książki żołnierze chorują na żołądek. Richard osobiście jedzie przywieźć im odpowiednią korę, bo gdzieś widział stosowne dęby. Pomińmy już milczeniem, że akurat miał pod ręką uzdrowicielkę, która mogła pojechać za niego, bo on miał ważniejsze sprawy na głowie. Dobra pojechał. Wrócił, żołnierze wyzdrowieli i są mu bardzo wdzięczni. Fajnie. Ale jak okazują swoją wdzięczność? Część składa mu hołd poprzez modlenie się do niego, ok, to rozumiem. Ale totalnie nie rozumiem, jak reszta może zapraszać go na piwo! Zapraszać na piwo swojego władcę absolutnego! To jest po prostu jakaś kpina!
Na tym nie koniec. Do pałacu przychodzi jeden chłopiec z drużyny Ja'La i prosi o pomoc lorda Rahla. Kahlan odsyła go z pieniędzmi, aby miał za co wyleczyć chorego brata. W tym czasie Richard jest tak zajęty, że nie ma nawet kilku minut na przyjęcie ambasadorów, którzy mają poddać (lub nie) swoje krainy. Kilka dni później, chłopiec znów zjawia się w pałacu. Okazuje się, że żadne leki nie skutkują, zaś z chłopcem jest coraz gorzej. Kahlan obwinia się o to, że nie zaprowadziła go jednak do Richarda. Lord Rachl, słaniający się na nogach, bo od kilku dni nie spał próbując znaleźć jakieś rozwiązanie mogące uratować ludzkość, idzie do domu chłopca, aby zobaczyć jego brata. Wie dobrze, że nie umie uzdrawiać, więc nie pomoże chłopcu, ale i tak idzie sam, zamiast wysłać uzdrowiciela, którego ma nawet pod ręką. Czy tak się zachowuje ktoś, na kogo barkach spoczywają losy świata?!
Ta wycieczka Richarda do domu chłopca, nie dobiła mnie jednak tak, jak to zapraszanie na piwo. Oj, chyba długo nie zapomnę Goodkindowi tego zapraszania na piwo władcy absolutnego.

W kwestii dalszej części, to mi się nie podobała i już. Nie istnieją jakieś szczególne argumenty. Przyznać muszę, że autor ładnie skonstruował kluczową postać i całkowicie udało mu się wywieść mnie w pole, choć nawet podpowiadał... Jeszcze tylko w jednym miejscu miałam ochotę się wciekać: nieudolność Richarda w dawaniu znaków, a potem obwinianie się Kahlan że nie zrozumiała (choć nie miała szans zrozumieć), doprowadziło mnie do lekkiej furii...

Taaak, dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie tyle emocji. Szkoda tylko, że były one negatywne. Jeżeli byłaby to samodzielna książka, to nikomu bym jej nie poleciła, no ale czytając ten cykl trzeba przez nią przebrnąć. Mam nadzieję, że ci, którzy się za to zabiorą, dzięki wiedzy czego w niektórych momentach mają się spodziewać, mniej się nią zdenerwują niż ja.

Książkę czytałam na czytniku.

1 komentarz:

  1. Mord-Sith mi się podobały. Chyba odświeżę sobie ten tom :) Przyznać muszę, że mnie opowieści o Kahlan nużą, a Richard czasami jest taki tępy...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...