Stanie się czas jest książką, którą jako jedyną (do tej pory) czytałam zarówno na papierze jak i na czytniku. Kiedy byłam w podróży czytałam wersję analogową ;), w domu zaś elektroniczną. Okazało się, że wolę czytać książkę na czytniku, zamiast na papierze. Na pewno wpływ na to miała mała czcionka w wersji papierowej, ale nawet książkę z dobrą czcionką, wolałabym chyba mieć w wersji elektronicznej :)
Po tej przydługiej dygresji, przystąpmy do omówienia treści ;)
Głównym bohaterem książki jest Jack Havig. Poznajemy go, kiedy jest jeszcze niemowlęciem i doprowadza do histerii swoją mamę. Później w wieku 4 lat dzieciak ginie na kilka godzin. W końcu do domu przynosi go tajemniczy mężczyzna, który znika zaraz po przekazaniu chłopca rodzicom.
Okazuje się, że Jack jest podróżnikiem w czasie. Potrafi przenieść się w dowolny czas geograficznie pozostając w tym samy punkcie. Chłopak bardzo chce poznać podobnych mu ludzi. W tym celu udaje się na ukrzyżowanie, gdzie odnajdują go przedstawiciele Orlego Gniazda - organizacji z przyszłości, która skupia takich jako on. Początkowo wydaje się, że kierują nią szczytne cele, ale czy tak jest naprawdę?
Stanie się czas nie jest książką zło. Czyta się ją dobrze, ale... Każdy, kto chce pisać o podróżach w czasie, z własnej i nieprzymuszonej woli naraża się na problemy i zarzuty. Anderson nałożył na te podróże dziwne ograniczenia, które moim zdaniem są wewnętrznie sprzeczne. Nie da się zmienić wydarzeń, które miały miejsce. Z jednej strony Jack może się wielokrotnie cofać w czasie i pojawić w wielu egzemplarzach w jednocześnie w tym samym miejscu, z drugiej zaś nie może uratować przed śmiercią ojca, czy też cofnąć się w czasie tak, aby uratować ukochaną. Może sam sobie dawać rady cofając się do swojej przeszłości, ale jego ścieżka życia jest jakby z góry wytyczona. Generalnie odniosłam wrażenie, że bardzo wiele jest wytyczone i niezmienne. Ale skoro tak, to po co Jack wogóle się przejmuje walką? Chyba że to jego przejmowanie też jest zdeterminowane...
Ten determinizm miał pewnie na celu uniknięcia paradoksów, ale takie podróże w czasie nie przemawiają do mnie i już. Choć faktem jest, że ja w takich sytuacjach jestem strasznie czepliwa. Przyczepiłam się nawet do pewnego odcinak Stargate, w którym niedopracowany był właściwie tylko jeden szczegół, a reszta była nawet całkiem dobrze pod tym względem przemyślana.
Podsumowując książkę polecam umiarkowanie, raczej osobom, które w kwestii paradoksów czasowych, są mniej czepliwe niż ja. Warto jeszcze zaznaczyć, że książka powstała w 1973 i, moim zdaniem, trzeba ją czytać z uwzględnieniem tego faktu.
Po tej przydługiej dygresji, przystąpmy do omówienia treści ;)
Głównym bohaterem książki jest Jack Havig. Poznajemy go, kiedy jest jeszcze niemowlęciem i doprowadza do histerii swoją mamę. Później w wieku 4 lat dzieciak ginie na kilka godzin. W końcu do domu przynosi go tajemniczy mężczyzna, który znika zaraz po przekazaniu chłopca rodzicom.
Okazuje się, że Jack jest podróżnikiem w czasie. Potrafi przenieść się w dowolny czas geograficznie pozostając w tym samy punkcie. Chłopak bardzo chce poznać podobnych mu ludzi. W tym celu udaje się na ukrzyżowanie, gdzie odnajdują go przedstawiciele Orlego Gniazda - organizacji z przyszłości, która skupia takich jako on. Początkowo wydaje się, że kierują nią szczytne cele, ale czy tak jest naprawdę?
Stanie się czas nie jest książką zło. Czyta się ją dobrze, ale... Każdy, kto chce pisać o podróżach w czasie, z własnej i nieprzymuszonej woli naraża się na problemy i zarzuty. Anderson nałożył na te podróże dziwne ograniczenia, które moim zdaniem są wewnętrznie sprzeczne. Nie da się zmienić wydarzeń, które miały miejsce. Z jednej strony Jack może się wielokrotnie cofać w czasie i pojawić w wielu egzemplarzach w jednocześnie w tym samym miejscu, z drugiej zaś nie może uratować przed śmiercią ojca, czy też cofnąć się w czasie tak, aby uratować ukochaną. Może sam sobie dawać rady cofając się do swojej przeszłości, ale jego ścieżka życia jest jakby z góry wytyczona. Generalnie odniosłam wrażenie, że bardzo wiele jest wytyczone i niezmienne. Ale skoro tak, to po co Jack wogóle się przejmuje walką? Chyba że to jego przejmowanie też jest zdeterminowane...
Ten determinizm miał pewnie na celu uniknięcia paradoksów, ale takie podróże w czasie nie przemawiają do mnie i już. Choć faktem jest, że ja w takich sytuacjach jestem strasznie czepliwa. Przyczepiłam się nawet do pewnego odcinak Stargate, w którym niedopracowany był właściwie tylko jeden szczegół, a reszta była nawet całkiem dobrze pod tym względem przemyślana.
Podsumowując książkę polecam umiarkowanie, raczej osobom, które w kwestii paradoksów czasowych, są mniej czepliwe niż ja. Warto jeszcze zaznaczyć, że książka powstała w 1973 i, moim zdaniem, trzeba ją czytać z uwzględnieniem tego faktu.
Ja też wolę czytnik;)
OdpowiedzUsuńWygodniej jest:)))
To nie jestem odosobniona w poglądach XD
OdpowiedzUsuńNaprawdę lepiej jest Wam na czytniku? A nie brakuję tego przewracania kartek, zapachu papieru?
OdpowiedzUsuńChociaż jak czasem trafiam na książki tak sklejone, że ciężko je otworzyć, żeby grzbiet się nie rozleciał to myślę, że też lepiej by było gdybym czytała je na czytniku :D.
Zapachu druku mi nie brakuje, a czasem jest to nawet duża zaleta - wszak stare książki potrafią mieć nieprzyjemny zapach, a takie z biblioteki czasem są jeszcze przesycone dymem papierosowym... Nie, zdecydowanie przewracania kartek, ani zapachu mi nie brakuje.
OdpowiedzUsuńA jak książka się rozsypuje w ręku, to jest to wręcz bolesne. Albo jak ma strasznie małe literki, bo wtedy oczy bolą.
Nie dziękuję, jak mogę to wybieram czytnik.
Z tymi literkami to się zgodzę. Ostatnio chciałem zacząć Eriksona czytać. Wziąłem Ogrody Księżyca do ręki i zadrżałem. Książka napisana jest makabrycznym maczkiem - istna katorga. Pewnie kupię sobie w przyszłości czytnik, zmagam się tylko z problemem, który wybrać;)
OdpowiedzUsuńMam nawet ciekawy pogląd na e-czytanie. Czytał chętnie będę wirtualnie, ale książki odpowiednie fajnie byłoby mieć na półce;) Jestem maniakiem posiadania;)
Co do książki... lubię Andersona, szczególnie w opowiadaniach. Co do podróży w czasie, jestem cholernie czepliwy, ale chciałbym obadać co i jak:)