Informacje ogólne |
Klin rozpoczyna cykl o przygodach alter ego autorki - Joanny Chmielewskiej. Może w tym miejscu warto wspomnieć, że Joanna Chmielewska to tylko pseudonim artystyczny pisarki, która naprawdę nazywa się Irena Kühn (wiki).
Lektura Klinu wprawiła mnie przyznam szczerze w lekkie osłupienie. Byłam przekonana, że podobają mi się wszystkie książki Chmielewskiej z jej wczesnego etapu, a tu okazało się, że Klin mi się zbyt szczególnie nie podoba. Przy czytaniu tej książki miałam wrażenie słowotoku, który niby coś opisuje, ale...
Joanna jest beznadziejnie zakochana bez wzajemności w pewnym mężczyźnie. Zdając sobie sprawę ze swojej sytuacji postanawia zwalczać klin klinem i umawia się z tajemniczym mężczyzną, którego poznała przypadkiem przez telefon. Nieznajomy nie chce zdradzić jej nawet swojego imienia, więc Joanna postanawia odkryć jego tajemnicę, powodując w przy tym niezłą aferę. Dodatkowo zaczyna mieć dziwne telefony od uczestników akcji "Szkorbut", pytanie jest tylko o co w niej chodzi...
Szczerze się zastanawiam, czy mi się przez ostatnie lata nie zmienił gust literacki. Klin to betka, bo jak się okazuje praktycznie nic z niego nie pamiętałam. Zanim zaczęłam czytać, to myślałam, że to jest powieść o tym małym z dnem co łapie fale. A swoją drogą w czym to było? Przypomnicie mi? Ale mój szok powoli narasta, bo zaczęłam ostatnio czytać Wszyscy jesteśmy podejrzani, 10% za mną, no i co prawda jest lepiej niż w Klinie, ale... Nie wiem, czuję się trochę skonsternowana tym faktem i zastanawiam się, czy mi się Chmielewska już tak nie podoba, czy może po prostu jednak nie mam w tej chwili na nią (a przynajmniej na jej "dorosłe" książki) szczególnej ochoty?
Książkę czytałam na czytniku.
Lektura Klinu wprawiła mnie przyznam szczerze w lekkie osłupienie. Byłam przekonana, że podobają mi się wszystkie książki Chmielewskiej z jej wczesnego etapu, a tu okazało się, że Klin mi się zbyt szczególnie nie podoba. Przy czytaniu tej książki miałam wrażenie słowotoku, który niby coś opisuje, ale...
Joanna jest beznadziejnie zakochana bez wzajemności w pewnym mężczyźnie. Zdając sobie sprawę ze swojej sytuacji postanawia zwalczać klin klinem i umawia się z tajemniczym mężczyzną, którego poznała przypadkiem przez telefon. Nieznajomy nie chce zdradzić jej nawet swojego imienia, więc Joanna postanawia odkryć jego tajemnicę, powodując w przy tym niezłą aferę. Dodatkowo zaczyna mieć dziwne telefony od uczestników akcji "Szkorbut", pytanie jest tylko o co w niej chodzi...
Szczerze się zastanawiam, czy mi się przez ostatnie lata nie zmienił gust literacki. Klin to betka, bo jak się okazuje praktycznie nic z niego nie pamiętałam. Zanim zaczęłam czytać, to myślałam, że to jest powieść o tym małym z dnem co łapie fale. A swoją drogą w czym to było? Przypomnicie mi? Ale mój szok powoli narasta, bo zaczęłam ostatnio czytać Wszyscy jesteśmy podejrzani, 10% za mną, no i co prawda jest lepiej niż w Klinie, ale... Nie wiem, czuję się trochę skonsternowana tym faktem i zastanawiam się, czy mi się Chmielewska już tak nie podoba, czy może po prostu jednak nie mam w tej chwili na nią (a przynajmniej na jej "dorosłe" książki) szczególnej ochoty?
Książkę czytałam na czytniku.
Klin jest najbardziej smętny ze wszystkich wczesnych książek chmielewskiej dla dorosłych.
OdpowiedzUsuńPodobaja mi si paski postępu pod książkami czytanymi:).
Ja tam "Klin" lubię, ale rzeczywiście mniej niż kolejne jej książki. Tak to już bywa z debiutami.
OdpowiedzUsuń"Podejrzani" z tego co pamiętam rozkręcali się z czasem, więc okaże się, czy Ci bardziej przypasuję, ale może po prostu rzeczywiście nie masz nastroju na "dorosłą" Chmielewską...
Czy małe z dnem nie było przypadkiem w "Szajce bez końca"? Bo mi się majaczy taki początek, że nie zwróciła uwagi na to, co się wokół niej działo, bo była zajęta czym innym (znaczy szukaniem małego z dnem)... Ale głowy bym za to nie dała.
A "Lekarstwo na miłość" widziałaś? To chyba jedyna ekranizacja Chmielewskiej, którą (według mnie) da się oglądać, a i to głównie dlatego, że mnóstwo w tym "Klinie" zmienili.
"Klin" był pierwszy i chyba był takim rozkręceniem się, dotarciem warsztatu pisarskiego...
OdpowiedzUsuńMałe z dnem to "Upiorny legat" chyba.
OdpowiedzUsuńMacie rację, niepotrzebnie panikowałam ;) Dalej jest lepiej i potrafię wybuchać śmiechem, więc chyba nadal lubię Chmielewską XD
OdpowiedzUsuńIza pomysł nie mój (znaczy pod książkami to nigdzie nie widziałam, ale skopiowany z postępów robótkowych koleżanki), możesz papugować jak chcesz :)
Mi też się podobają ;P
Ysabellpoczątek to się zgadza, tylko, że to nie "Szajka" a "Upiorny legat", jak pisze Agnes. Jak mi podałyście te dwa tytuły to sprawdziłam w nich i ku mojemu wielkiemu zdumieniu okazało się, że to rzeczywiście "Upiorny legat".
"Lekarstwo" chyba widziałam, ale nie mam pojęcia, czy mi się podobało.
Agnes, dzięki, sama w życiu bym na to nie wpadła, bo myślałam, że tę książkę akurat dobrze znam...
A tak się zastanawiałam, "Szajka" czy "Legat". :)
OdpowiedzUsuńAle ja je jakoś słabo kojarzę, chociaż czytałam po kilka razy, to mi się nie trzymają pamięci. :)
"Legata" to ja chyba też wiele razy czytałam, bo akurat jest (a co ważniejsze był) w domu. Jak przeczytałam te komentarze, to myślę sobie: "Szajka" to może, ale "Legat" to na pewno nie... taaak... jak widać mojej pamięci też się nie trzymają :)
OdpowiedzUsuńNa pewno "Upiorny Legat". Joanna była zajęta małym z dnem i nie zauważała na początku dziwnych zachowań swoich przyjaciół.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam