To, że sięgnęłam po tę książkę właśnie teraz, było splotem kilku przypadków. Jakiś czas temu przesłuchałam kilka książek Archera, zaś na początku roku jedną przeczytałam. Ostatnio zauważyłam, że biblionetka bardzo wysoko poleca mi Więzienia urodzenia i postanowiłam dodać ją do kolejki. Dzięki temu poznałam jej okładkę i skojarzyłam, kiedy po przyjeździe do rodziców na święta, okazało się, że mama akurat ją wypożyczyła z biblioteki. Skoro już tak się zdarzyło, to zaczęłam ją czytać.
Swoją drogą to zabawne: recenzja jednej książki Archera (Prosto jak strzelił) była pierwszą recenzją w tym roku (i jednoczenie otwierającą ten blog), ta zaś jest recenzją ostatnia. Można powiedzieć, że tym sposobem zatoczyłam jakiś krąg ;)
Książka opowiada historię Danny'ego - mechanika samochodowego z East Endu, który zostaje oskarżony i skazany za zabójstwo, którego nie popełnił. Jednak kiedy czterema świadkami oskarżenia są: adwokat, popularny aktor, arystokrata i najmłodszy wspólnik w historii szacownej firmy, to kto uwierzy słowom oskarżonego?* Danny zostaje wysłany do więzienia o zaostrzonym rygorze, z którego jeszcze nikomu nie udało się uciec. Jednak nawet wtedy nadal walczy, aby udowodnić swoją niewinność.
W więzieniu Danny poznaje Nicka - dowódcę wojskowego, który został skazany za niesubordynację. Kiedy ten odkrywa, że Danny jest analfabetą, postanawia go uczyć. Szybko okazuje się, że Danny jest bardzo zdolny i w kilku dziedzinach zaczyna nawet przewyższać swojego nauczyciela.
Książka Więzień urodzenia jest naprawdę świetna, Danny to współczesny hrabia Monte Christo, książka zaś poza rozrywką, próbuje dostarczyć także pewne przesłanie. Archer przekonuje nas, że wszyscy na swój odrębny sposób cierpimy, będąc więźniami urodzenia**. Kiedy zaś człowiekowi z East Endu damy szansę do nauki, to może on nawet przewyższyć wykształconego arystokratę. Niestety w tym miejscu jest, moim zdaniem, największa nieścisłość tej książki. Danny chodził do tej samej szkoły co Beth, która jednak wysławia się lepiej od niego. Skoro Danny jest taki zdolny i robi tak wielkie postępy w nauce w trakcie odbywania kary, to jak to się stało, że w szkole nie nauczył się czytać i pisać, skoro Beth się to udało?!
Pomijając jednak tą i jeszcze kilka drobniejszych nieścisłości, książka jest po prostu genialna. Zarwałam przez nią dwie noce, a w czasie pierwszej z nich udało mi się zasnąć, tylko dlatego, że przeskoczyłam i przeczytałam końcówkę. Jednak mimo znajomości zakończenia, środkowa część nadal była bardzo wciągająca, co spowodowało zarwanie drugiej nocy ;)
Chciałabym polecić tę książkę wszystkim, a szczególnie tym, którzy szukają książki zawierających nie tylko rozrywkę, ale także jakieś przesłanie (to, o którym pisałam, nie jest jedyne). Dawno nie czytałam tak dobrej i mądrej książki sensacyjnej.
*okładka
**strona 559
Swoją drogą to zabawne: recenzja jednej książki Archera (Prosto jak strzelił) była pierwszą recenzją w tym roku (i jednoczenie otwierającą ten blog), ta zaś jest recenzją ostatnia. Można powiedzieć, że tym sposobem zatoczyłam jakiś krąg ;)
Książka opowiada historię Danny'ego - mechanika samochodowego z East Endu, który zostaje oskarżony i skazany za zabójstwo, którego nie popełnił. Jednak kiedy czterema świadkami oskarżenia są: adwokat, popularny aktor, arystokrata i najmłodszy wspólnik w historii szacownej firmy, to kto uwierzy słowom oskarżonego?* Danny zostaje wysłany do więzienia o zaostrzonym rygorze, z którego jeszcze nikomu nie udało się uciec. Jednak nawet wtedy nadal walczy, aby udowodnić swoją niewinność.
W więzieniu Danny poznaje Nicka - dowódcę wojskowego, który został skazany za niesubordynację. Kiedy ten odkrywa, że Danny jest analfabetą, postanawia go uczyć. Szybko okazuje się, że Danny jest bardzo zdolny i w kilku dziedzinach zaczyna nawet przewyższać swojego nauczyciela.
Książka Więzień urodzenia jest naprawdę świetna, Danny to współczesny hrabia Monte Christo, książka zaś poza rozrywką, próbuje dostarczyć także pewne przesłanie. Archer przekonuje nas, że wszyscy na swój odrębny sposób cierpimy, będąc więźniami urodzenia**. Kiedy zaś człowiekowi z East Endu damy szansę do nauki, to może on nawet przewyższyć wykształconego arystokratę. Niestety w tym miejscu jest, moim zdaniem, największa nieścisłość tej książki. Danny chodził do tej samej szkoły co Beth, która jednak wysławia się lepiej od niego. Skoro Danny jest taki zdolny i robi tak wielkie postępy w nauce w trakcie odbywania kary, to jak to się stało, że w szkole nie nauczył się czytać i pisać, skoro Beth się to udało?!
Pomijając jednak tą i jeszcze kilka drobniejszych nieścisłości, książka jest po prostu genialna. Zarwałam przez nią dwie noce, a w czasie pierwszej z nich udało mi się zasnąć, tylko dlatego, że przeskoczyłam i przeczytałam końcówkę. Jednak mimo znajomości zakończenia, środkowa część nadal była bardzo wciągająca, co spowodowało zarwanie drugiej nocy ;)
Chciałabym polecić tę książkę wszystkim, a szczególnie tym, którzy szukają książki zawierających nie tylko rozrywkę, ale także jakieś przesłanie (to, o którym pisałam, nie jest jedyne). Dawno nie czytałam tak dobrej i mądrej książki sensacyjnej.
*okładka
**strona 559
JA się już ostatnio zdążyłem do Archera przekonać. Zaraz sobie Więźnia dodam do kolejki:) Swoją drogą wyszło mi że książka kosztuje 7gr za stronę:D Nieźle:) Nic tylko brać:P Śmieszny wskaźnik;)
OdpowiedzUsuńDodaj, dodaj warto :)
OdpowiedzUsuńWiesz ja miałam lepszy wskaźnik, 0 gr za stronę, bo książka z biblioteki XD
E nie nie:P nieważne skąd ją miałaś:) Liczy się obiektywny wskaźnik - wartość:) Wychodzę z założenia, że skoro każą nam za książki płacić, to należy ich z tego rozliczać, a co!:)
OdpowiedzUsuńJeżeli książkę mam z biblioteki, to przeczytało ją (ten sam egzemplarz) wiele osób, więc koszt strony to koszt wynikający z ceny / liczba czytelników, czyli jak tych jest dużo dąży on do 0. (Coś studia mi się chyba dzisiaj przypomniały).
OdpowiedzUsuńA jeżeli chodzi o Więźnia to jest nawet całkiem nieźle wydany, bo ma twardą oprawę i z tego co pamiętam jest szyty, a nie klejony. No i jeszcze papierowa obwoluta ze skrzydełkami dochodzi. Wg Twego wskaźniaka, to badzo tania książka jak na takie wydanie ;)
Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, ile egzemplarzy na rynku to kopie biblioteczne. Niewiele. (poza tym te egzemplarze też trzeba wpierw zakupić, więc dla biblioteki jako pierwszego nabywcy wartość książki jest równa wskaźnikowi, Ty jako osoba wypożyczająca nie wliczasz się w to tak samo jak osoby kupujące używaną książkę - dla wydawnictwa rynek wtórny nie ma bezpośrednio znaczenia) Można uznać daną wartość za marginalną i nie wpływającą na ogólny wynik. Tak samo egzemplarze recenzenckie. Jako produkt, książka ma się sprzedać więc posiada stosunek jakości do ceny i ja tą zależność w potężnym ale przystępnym uproszczeniu przedstawiam:) Wiem, że powinienem dodać modyfikatory za jakość papieru czy okładkę, ale mi się nie chce:) Poza tym ciężko by było to jakoś obliczyć:) Musiałbym jakieś założenia przyjąć a przecież chodzi jedynie o zarysowanie kosztów czytania:)
OdpowiedzUsuńKurteczka! Ale się rozpisałem:)
A Więźnia sobie zakupię, bo mi wskaźnik wyszedł, że warto:P