Informacje ogólne |
Jest to książka z cyklu "przeczytać i zapomnieć". Czyta się nieźle, bo książka bardzo szybko wciąga i do końca trzyma w napięciu, z drugiej jednak strony, gdyby przyszło mi odłożyć ją na kilka dni w trakcie czytania, to pewnie bym do niej nie wróciła. Książka zapowiada się na pierwszą część jakiejś serii, ale nie zamierzam wypatrywać części drugiej, ja wpadnie mi w łapki, to przeczytam, a jak nie to bynajmniej nie będę żałować...
Fabuła to coś, co w tej książce jest zdecydowanie najsłabsze. Templariusze wcale nie zostali rozwiązani, tylko stali się ramieniem Kościoła do walki z nadprzyrodzonym złem. Głównym bohaterem jest dowódca jednej z grup Templariuszy, który umie podróżować między naszym światem a Zaświatami (miejscem gdzie przebywają dusze, które z jakiś przyczyn nie mogły pójść dalej). Ma on wyśledzić i zlikwidować osoby, które stoją za atakiem na jedną z komandorii zakonu. Wkrótce okazuje się, że napady powtarzają się, zaś atakującymi są nekromanci wykorzystujący do walki zmarłych członków zakonu...
No cóż, nie zachwyca mnie to, no po prostu nie i koniec. I to nawet nie chodzi o te pałętające się żywe trupy, ale ile można o tych Templariuszach... a poza tym, czy koncepcja nekromancji nie kłóci się przypadkiem z wiarą chrześcijańską (bo rycerze zakonu są jak najbardziej wierzący)... moim zdaniem się kłóci, ale widać autor ma inne zdanie... Jak komuś nie przeszkadza nagromadzenie trupów i ma nastrój na coś, przy czym nie trzeba za bardzo myśleć, to polecam, bo książka łatwo wciąga, ale w przeciwnym przypadku to nie za bardzo...
Fabuła to coś, co w tej książce jest zdecydowanie najsłabsze. Templariusze wcale nie zostali rozwiązani, tylko stali się ramieniem Kościoła do walki z nadprzyrodzonym złem. Głównym bohaterem jest dowódca jednej z grup Templariuszy, który umie podróżować między naszym światem a Zaświatami (miejscem gdzie przebywają dusze, które z jakiś przyczyn nie mogły pójść dalej). Ma on wyśledzić i zlikwidować osoby, które stoją za atakiem na jedną z komandorii zakonu. Wkrótce okazuje się, że napady powtarzają się, zaś atakującymi są nekromanci wykorzystujący do walki zmarłych członków zakonu...
No cóż, nie zachwyca mnie to, no po prostu nie i koniec. I to nawet nie chodzi o te pałętające się żywe trupy, ale ile można o tych Templariuszach... a poza tym, czy koncepcja nekromancji nie kłóci się przypadkiem z wiarą chrześcijańską (bo rycerze zakonu są jak najbardziej wierzący)... moim zdaniem się kłóci, ale widać autor ma inne zdanie... Jak komuś nie przeszkadza nagromadzenie trupów i ma nastrój na coś, przy czym nie trzeba za bardzo myśleć, to polecam, bo książka łatwo wciąga, ale w przeciwnym przypadku to nie za bardzo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz